Bunt i gniew, jak uczą nas starożytni mędrcy, jest zdrową reakcją na presję społeczną, której doświadczamy w poszukiwaniu własnej drogi. Bez niego nie dotrzemy do prawdy. Buntownik doznający odrzucenia czasami przechodzi jednak na ciemną stronę mocy.
Czy pamiętacie Diogenesa? Tego, który w starożytnych Atenach mieszkał w beczce? Wieczną sławę zapewnił mu ekscentryczny styl życia, który jednak przesłonił wartość i historyczne znaczenie tego, czego nauczał. Bo Diogenes nie był po prostu przyciągającym uwagę dziwakiem, lecz jedną z najpoważniejszych postaci w dziejach filozofii, a dla jego współczesnych niesłychanie ważnym nauczycielem sztuki życia. Tak ważnym, że gdy zdarzyło się, że jakiś chuligan rozbił beczkę Diogenesa, Ateńczycy natychmiast ufundowali nową, a sprawcę zniszczenia ukarali chłostą. Gdy Diogenes zmarł, wystawili mu pomnik z napisem: „Bo ty jeden nauczyłeś śmiertelnych, jak żyć samowystarczalnie i najlepiej”.
Filozofię, której nauczał Diogenes, dobrze ilustruje anegdota o człowieku, który chciał zostać jego uczniem. Diogenes polecił mu, aby chodził za nim po mieście, niosąc na wyciągniętych rękach rybę. Niestety kandydat nie wytrzymał kpin gapiów i uciekł. Nie mógł więc zostać uczniem Diogenesa. Diogenes przede wszystkim uczył tego, żeby nie ulegać presji ogółu, nie myśleć tak jak wszyscy i nie postępować tak jak wszyscy. Mistrzem Diogenesa był Antystenes, uczeń Sokratesa i świadek jego procesu. Antystenes doświadczył na własnej skórze, jak chwiejne i zwodnicze są motywacje, które rządzą ludzką zbiorowością. Najpierw sąd ludowy skazał na śmierć jego mistrza, a rok później z inicjatywy samego Antystenesa skazał na wygnanie tych, którzy Sokratesa oskarżyli. Skoro ludzie w swej masie zachowują się tak bezmyślnie, trzeba pilnie strzec niezależności własnego osądu. Nie ufać zbiorowym gustom ani ocenom. Gdy ktoś powiedział do Antystenesa: „Wielu cię chwali!”, ten odparł natychmiast: „Czy zrobiłem coś złego?”. Antystenes założył własną szkołę filozoficzną, od miejsca, gdzie nauczał, „ogrodu białego psa”, nazywaną cynicką. Po grecku pies to kynos.
Życie Diogenesa było jednym wielkim buntem przeciw upodobaniom i przekonaniom podzielanym przez masy. W odróżnieniu od swego nauczyciela, który prowadził szkołę za murami Aten, zamieszkał w samym centrum miasta. Jak pisze historyk Dion Chryzostom: było właściwe, żeby mędrzec osiadł tam, gdzie tłum głupców i imbecyli był największy, żeby obnażyć ich pustkę i naprostować bezsens. Miał zwyczaj, jak elegancko ujął to grecki historyk filozofii Diogenes Laertios, załatwiać na rynku sprawy Demeter i Afrodyty, innymi słowy, wypróżniał się i masturbował. Zgorszonym mówił: „Swego ciała się wstydzicie, a swoich nikczemnych uczynków już nie. Prawdziwym powodem do wstydu jest bezmyślne życie”. Sokratesa skazali na śmierć „porządni obywatele”, którzy nie mogli znieść ciągłego kwestionowania rzeczy, które uważali za oczywiste. Diogenes drażnił, prowokował, kpił. Miał powód. Było nim, jak pisze w swej „Krytyce cynicznego rozumu” Peter Sloterdijk, miasto jako fabryka zbiorowych gustów, pokus i zachcianek i jego produkt: człowiek uspołeczniony. „Człowiek uspołeczniony to taki, który utracił wolność z chwilą, gdy w procesie wychowania udało się zaszczepić w nim pragnienia, projekty i ambicje. Wyrywają one człowieka z jego wewnętrznego czasu, który zna tylko teraz i pchają w kierunku oczekiwań oraz wspomnień”. Człowiek uspołeczniony, czyli ktoś, czyim życiem rządzą zbiorowe opinie, trendy, mody, emocje. „Jeśli prawdziwy człowiek to taki, który jest panem swych namiętności i żyje rozumnie w zgodzie ze swoją naturą, to wiadomo, że uspołeczniony człowiek miasta zachowuje się nierozumnie i nieludzko”, pisze Sloterdijk. Pewnie dlatego, zdarzyło się, że Diogenes w samo południe chodził po Atenach z zapaloną latarnią, A gdy go pytano, czego szuka, odpowiadał, że człowieka.
Za buntem Diogenesa stoi przenikliwa świadomość złudzeń, jakim ulegają ludzie pod wpływem otoczenia, pustki rzekomych wartości, którym służą, i leniwego konformizmu, który nie pozwala im żyć zgodnie z własną naturą. Wiele wieków później Albert Camus napisze w sławnym eseju „Człowiek zbuntowany”, że „analiza buntu prowadzi co najmniej do przypuszczenia, że istnieje natura ludzka wbrew postulatom myśli współczesnej i zgodnie z tym, co myśleli Grecy”. Bo w buncie, pisze Camus, człowiek doświadcza czegoś, z czym może się utożsamić, przynajmniej na pewien czas.
Bez buntu, bez określenia własnych granic, bez momentu zdecydowanego opowiedzenia się za sobą samym, nie sposób przeżyć życia, o którym można by powiedzieć, że jest ono własne. Bunt jest wyrazem sprzeciwu wobec braku akceptacji dla tego, kim ktoś pragnie być, z czym chce się utożsamić. Na tym przecież polega bunt dzieci przeciw rodzicom, niewolników przeciw panom, pracowników przeciw opresyjnym pracodawcom, zniewolonych narodów przeciw ciemiężycielom itd. Zawsze jest to bunt w imię prawa do życia wedle własnych zasad. Bunt jest reakcją na odrzucenie. Za brutalnym podporządkowywaniem systemowi wychowawczemu, społecznemu, narzucaniem języka, religii, obyczaju, wyzyskiem ekonomicznym zawsze stoi odrzucenie, podeptanie czyjejś tożsamości i godności. Społeczność ateńska odrzuca Sokratesa z jego kłopotliwym autentyzmem i dociekliwymi pytaniami, którymi zmuszał rozmówców do skonfrontowania się z kompromisami zawieranymi w imię kojącego zaklęcia: „bo przecież wszyscy tak robią”.
W pewnym sensie bunt jest reakcją na brak miłości. Uczniowie Sokratesa kochali go. Ateńczycy okazali mu nienawiść. Może dlatego w buncie zawsze jest coś gwałtownego i groźnego. Diogenes nie był, jak pisze o nim Sloterdijk, miłym żartownisiem. „To typ dziki, inteligentny, podstępny”. Według poety Lukiana nawet w piekle nikt nie chciał siedzieć obok Diogenesa. Ból kogoś, kto czuje się niekochany i odrzucony, może przybrać postać autoagresji albo nienawiści zwróconej przeciw otaczającemu światu. Brytyjska psychoanalityczka Hanna Segal w swym eseju „Rozczarowanie: historia Adama i Ewy oraz Lucyfera” analizuje psychologiczny wymiar postaci Lucyfera z „Raju utraconego” Miltona i pokazuje, jak poczucie odrzucenia, głębokie rozczarowanie wywołane zapowiedzianym przez Boga wyniesieniem Jezusa rani Lucyfera tak głęboko, że podnosi bunt przeciw Bogu.
Odpowiedzią na zranienie jest pycha. Lucyfer „dźwiga w sobie wewnętrzne piekło. Doznaje potężnego konfliktu, ponieważ czuje, że może uzyskać ułaskawienie i odzyskać część tego, co stracił. By jednak to zrobić, musi porzucić swą pychę, co byłoby wielkim upokorzeniem, oraz uznać winę”. Lucyfer wybiera inną drogę. Lepiej, powiada, „być władcą w piekle niż sługą w Niebiosach”. Piekło jest w nim i otacza się piekłem. Udaje mu się, pisze Segal, zorganizować „psychotyczny system tryumfującej wszechmocy połączonej z ostrą paranoją”. Oto ciemna strona buntu. Dzika przemoc tłumów, tyranie tworzone przez wczorajszych rewolucjonistów…
Diogenes uczył innego buntu. Gdy był już dojrzałym człowiekiem, zbieg okoliczności sprawił, że znalazł się w domu zamożnego korynckiego kupca Ksanidesa i został wychowawcą jego synów. Zachował się opracowany przez niego program wychowawczy: „Nauczyli się jeździć konno, strzelać z łuku i procy, rzucać włócznią, w palestrze nie pozwalał wychowywać chłopców na atletów, lecz tylko stosować ćwiczenia, aby nabrali zdrowej cery i tężyzny ciała. Jego wychowankowie znali wiele utworów poetów i historyków, a także utwory samego Diogenesa. W domu uczył ich, żeby byli usłużni, zadowalali się prostym posiłkiem, gasili pragnienie tylko wodą, nosili włosy ostrzyżone do skóry i bez żadnych ozdób. Wprowadził też zwyczaj chodzenia bez chitonów i boso, w milczeniu tak, aby w drodze każdy zwracał uwagę tylko na siebie”. Innymi słowy, nauczył ich, żeby umieli polegać na sobie, na swojej sprawności fizycznej i duchowej. Żeby wyrobili sobie nawyk badania siebie, umieli panować nad swoimi uczuciami i nie ulegali zachciankom i ambicjom, jakie podsuwa świat i stali się samowystarczalni. Bunt, uczy nas bowiem Diogenes, zaczyna się od buntu przeciw własnej uległości wobec presji otaczającego świata, komercji, polityki i rozleniwiającego przekonania, że wolno coś robić, skoro wszyscy tak robią.