Niestety, nie można przedawkować lata. Jest go zbyt mało jak na nasze apetyty. Co więc zrobić w ograniczoności czasu? Co począć z kroplówkową dawką święta, jakie daje lato, a szczególnie czas wolny od obowiązków?
Rozczarowanie jakie czeka na końcu każdego urlopu – mniejsze lub większe – polega na cykliczności kalendarza i naszych ograniczeń. Zobowiązania każą wracać. I choćbym nie wiem jak się starał ułożyć ze wszystkimi i wszystkim, kołdra lata jest za krótka. Czy w związku z tym zawsze na końcu lata czeka mnie sumertime sadness?
Robert Musil w „Człowieku bez właściwości” pisał: „Morze latem i góry jesienią stanowią dwie najcięższe próby dla duszy. W ich mieszkaniu dźwięczy muzyka wspanialsza od wszystkiego co ziemskie. Istnieje błoga męka niemożności dostosowania do niej swych kroków oraz wzmożenia rytmem swych gestów i słów, do tego stopnia, aby zharmonizować się z ich rytmem”. Nie mam powodów mu nie wierzyć, skoro „Człowiek…” to po pierwsze kanon, po drugie – stylowość na służbie prawdy i po trzecie – właśnie ta prawda o nowoczesności, która nie pozwala się porzucić. A waży tyle, ile opasłe 4 tomy.
Austriacki pisarz nie tylko sędziował w grze pomiędzy człowiekiem, a latem, czyli nami, a nieuchwytną tajemnicą zrozumienia rzeczywistości; nasze mechanizmy postrzegania wszystko komplikują, a komplikacje prowadzą do kolejnych. Zaproponował nawet uczestnictwo w świecie przez świecką epifanię – nie on pierwszy. Chodzi o celebrowanie chwili, poszukiwanie przypadkowych inspiracji. Główny bohater jego książki poszukuje twórczego ożywienia na różne sposoby – od zrywów energii po melancholię. Sam nadaje znaczenie światu i sam odkrywa mozół takiego zajęcia. To właśnie człowiek wobec morza latem i gór jesienią. Przeżywa świat na sposób jaki sam sobie narzuca – bez kompromisów, w sposób intelektualny, estetyczny.
Można na odwrót – przeżywać morze latem i góry jesienią w sposób ideologiczny. Wtedy muszę założyć, że znaczenie jakie niosą wspomniane krajobrazy są większe od tego, jakie mogę mu nadać jako obserwator. Należą już do porządku narzuconego spoza. Są autonomiczne i jako takie mogę je podziwiać. Taką poznawczą sztuczkę może przynieść religia, czy jakakolwiek inny system. Wówczas przeżywam świat w sposób ideologiczny – zgadzam się na to, że uczestniczę w tym samym święcie z innymi. Pozwalam na łagodne oszustwo jakie niesie ideologizowanie, nie znoszące wątpliwości.
Lato można więc przeżywać na dwa sposoby – ciesząc się całkiem prywatną chwilą, każdym momentem indywidualnego objawienia. Z tego powodu – może nawet nieświadomie – dajemy się naciągnąć na zakupy w straganach z kiczowatymi pamiątkami, bo akurat coś nam się spodobało, w kaprysie. Można szukać letnich iluzji w fałszach morskich fal, które w sposób asynchroniczny przybiegają do stóp i czerpać przyjemność z ich ulotności. Lub próbować oszukać tropiące wszelkie fałsze uważne „ja” w zanurzeniu się w systemie, wspólnocie, organizacji, która narzuca interpretacje chwili. Wtedy świat jest zaprojektowany przez kogoś, a my z niego korzystamy, jak w wypożyczalni.
Żaden z tych sposobów nie zagwarantuje nam, że przeżycie lata będzie pełne, bez rozczarowań, bo oba sposoby mają swe ograniczenia. Tak więc, jeśli nie w 2021, to za rok może uda się jeszcze bardziej zbliżyć do jego tajemnicy? Lato bowiem jest także nieskończone.