Przejdź do treści

NNO. Po stronie odpowiedzialności.

Komentujemy świat. Chcemy go zmieniać na lepszy.

Poznaj nas
Dostrzegać zło Dostrzegać zło
Głębiej w Siebie

Dostrzegać zło


25 stycznia, 2019

o. Ludwik Wiśniewski OP – dominikanin, długoletni duszpasterz akademicki. W PRL działacz opozycji antykomunistycznej. Laureat Medalu Świętego Jerzego. Na łamach „Tygodnika Powszechnego” dokonywał wnikliwej diagnozy sytuacji w polskim Kościele, stawiając trudne pytania niektórym biskupom. W 2015 roku ukazał się jego esej „Blask wolności”

Z o. Ludwikiem Wiśniewskim rozmawia Adam Aduszkiewicz – dr  filozofii,  coach  i  trener,  autor  i  tłumacz.

 

Ojcze, co to znaczy być odpowiedzialnym człowiekiem?

Przede wszystkim to nie takie proste być odpowiedzialnym. Do odpowiedzialności trzeba dojrzeć. Człowiek budzi się do odpowiedzialności dopiero w pewnym wieku. Na skutek różnych okoliczności. Przyszedł  kiedyś do mnie ktoś, kto przeżył 18 lat w małżeństwie i mówi:  Ojcze, właśnie obudziłem się. Wczoraj zrozumiałem, że to ja jestem za wszystko odpowiedzialny. Za moje życie. Bo mnie się wydawało, że za to, co mnie spotyka, odpowiedzialni są wszyscy wokół: moja żona, rodzina, koledzy w pracy… Wszyscy, tylko nie ja.

Co takiego człowiek dostrzega, gdy pewnego dnia budzi się i zaczyna rozumieć, że to on jest odpowiedzialny za swoje życie?

Dostrzega, że zło, którego doświadcza w swoim życiu, sam w nie wniósł. Wcześniej tego nie widział. Wydaje mi się, że niedostrzeganie tego jest dość powszechną chorobą. Odpowiedzialni są wszyscy, tylko nie ja. W wymiarze indywidualnym i w wymiarze zbiorowym. Właśnie teraz w Polsce mamy do czynienia z odwracaniem się od odpowiedzialności. Intensywnie wmawia się nam, że to inni przynoszą zło, a my nie mamy z tym nic wspólnego.

Nie tylko zresztą u nas ludzie tak myślą. Przez parę lat pracowałem w Rosji. Goście, którzy przyjeżdżali do mnie z Polski, pytali czasem: czy możliwe jest, żeby Rosjanie nas przeprosili? A ja na to: co wy mówicie? Rosjanie wiedzą, że w ich kraju jest zło. Ale Ruś jest święta. To Niemcy, Polacy, jezuici przynieśli zło, ale nie oni. Nie, oni są niewinni.

W naszym społeczeństwie ta skłonność zawsze była obecna, teraz jednak bardzo się nasiliła. Słyszy się z różnych stron, że jesteśmy narodem, który zawsze od wszystkich doznawał tylko krzywd…

…a sam nikomu nic złego nigdy nie zrobił.

Za co człowiek jest przede wszystkim odpowiedzialny?

Fundamentalnie za swoje życie i za to, czego się podejmuje. Zdecydowałem się wstąpić w związek małżeński, zdecydowałem się  zostać prezydentem miasta, zdecydowałem się zostać posłem, zdecydowałem się być księdzem, zdecydowałem się być biskupem i od razu powstaje wokół mnie  krąg odpowiedzialności.  Zdarza się, że gdy człowiek to dostrzeże,  zaczyna się bać swojej odpowiedzialności, jakoś próbuje się od niej uchylić, wymigać, ale to nic nie pomoże. Podjąłem się czegoś i jestem za to odpowiedzialny.

Moje życie jest związane z Kościołem. To jest dla mnie najważniejsze pole obserwacji.  I widzę, jak księża i biskupi boją się zająć stanowisko wobec tego, za co są odpowiedzialni. Skutek jest taki, że mamy do czynienia z wielką dechrystianizacją narodu. Najbardziej widać to na przykładzie stosunku do uchodźców. Sercem chrześcijaństwa nie są praktyki religijne, choć są one ważne. Sercem chrześcijaństwa nie jest doktryna. Sercem chrześcijaństwa jest miłość do drugiego człowieka. A zwłaszcza do drugiego człowieka poniżonego, głodnego… A co dzieje się u nas? Gdy  pojawił się problem uchodźców, przeciw ich przyjęciu było 30% Polaków. Dzisiaj podobno przeciwnych jest ok 70%. To dramat.  Wczoraj rozmawiałem z kolegą księdzem, który powiedział:  co za szczęście że mamy ten rząd. Co by się stało, gdybyśmy zaczęli ich przyjmować, przecież to  dzikusy. Wmówiono w naród takie przekonanie i szybko się z tego nie pozbieramy. To nie jest chrześcijaństwo! W moim przekonaniu biskupi, przynajmniej ci najważniejsi, powinni powiedzieć władzom: Szanujemy wasze prawo do prowadzenia polityki zagranicznej i wewnętrznej takiej, jaką uważacie za słuszną i nie chcemy się do tego mieszać, ale czujemy się zobowiązani, żeby powiedzieć, że to, co robicie jest antychrześcijańskie i antyewangeliczne.

Albo miesięcznice na Krakowski Przedmieściu w Warszawie, które od lat obserwuję. Odmawia się podczas nich różaniec i modlitwy, a  równocześnie niesie nienawistne napisy. Potem przed ludźmi, którzy tam przyszli, staje jeden człowiek i mówi to, co mówi. Przecież to jest jakieś łże-chrześcijaństwo. Ktoś to musi powiedzieć. Ktoś musi powiedzieć, że nie można łączyć modlitwy z aktami nienawiści. Ja próbuję powiedzieć, że to nie jest chrześcijaństwo, ale kim ja jestem, żeby mnie słuchano.

Brakuje odwagi, żeby powiedzieć: proszę bardzo możecie urządzać demonstracje, ale prosimy, żeby na tych demonstracjach nie niesiono krzyża i żeby nie uczestniczyli w nich kapłani, bo tych rzeczy nie można połączyć.

Odpowiedzialność bowiem wymaga odwagi.  Odwagi wtedy, gdy spotykamy się z czymś, czego nie można tolerować. Czymś, czemu w imię odpowiedzialności, jakiej się podjęło, trzeba stanowczo powiedzieć „nie”.

(…)

No dobrze, ale różni ludzie, politycy, ale nie tylko oni, szefowie firm, na dobrą sprawę każdy prędzej czy później staje wobec sytuacji niejednoznacznych  i musi podejmować decyzje wymagającą poświęcenia czegoś. Poświęcenia jednej wartości w imię innej. Co na przykład ma zrobić prezes firmy, gdy staje przed wyborem: albo interes firmy, praca i zarobki pracowników, a z drugiej strony uczciwość wobec klientów (co może wpłynąć na wielkość sprzedaży) albo dbałość o  środowisko naturalne, co może zwiększyć koszty działalności i pogorszyć sytuację firmy?

W tak jednoznacznych sytuacjach odpowiedź jest prosta: nie można być nieuczciwym.

Ale wobec kogo? Wobec pracowników czy wobec klientów, czy wobec otoczenia?

W okresie komunizmu spotykałem się dość często z nauczycielami, którzy przychodzili do mnie i mówili: dyrektor szkoły zachowuje się skandalicznie.  Co mam zrobić, jeśli się sprzeciwię, stracę pracę. Nie mam odwagi. Mówiłem wtedy: kochany, nic na siłę. Proszę patrzeć i spokojnie czekać. Przyjdzie taki moment, że zobaczysz, że dalej już nie można. Będziesz zdolny do postawienia sprawy na ostrzu noża, nawet gdybyś utracił pracę.

Gdzie jest granica?

Granicą jest sumienie.

(…)

Fragment stanowi wybór z rozmowy przeprowadzonej na jesieni 2017 r., która w całości ukazała się w książce „Rozmowy o odpowiedzialności”.

Udostępnij: