Przejdź do treści

NNO. Po stronie odpowiedzialności.

Komentujemy świat. Chcemy go zmieniać na lepszy.

Poznaj nas
Chciwość Chciwość
Głębiej w Siebie

Chciwość


10 sierpnia, 2016

Chciwość

Kilka lat temu ukazał się amerykański film zatytułowany „Margin Call”. Był fikcją, opartą jednak na prawdziwych wydarzeniach, związanych z upadkiem jednego z największych banków inwestycyjnych Lehman Brothers i początkami wielkiego kryzysu finansowego 2008 roku. Film odsłaniał zdehumanizowany, nihilistyczny świat korporacji, w którym interes własny był jedynym motywem działania. Polski tytuł tego filmu brzmiał „Chciwość”. Po prostu. Nie pierwszy raz, ale znowuż nie tak często, kultura masowa odwołała się do języka, który nazywam źródłowym. Do języka wartości, grzechów, cnót, dobra i zła. Języka, który stał się dziś niemodny, bo jest zbyt prywatny, naiwny, archaiczny i religijny. Dziś nie mówi się więc o chciwości, próżności i pysze biznesowych graczy, dziś używa się terminów technicznych, pozbawionych ładunku emocjonalnego, wolnych od aksjologii; mówi się o „efektywności kosztowej”, „optymalizacji procesowej”, o „maksymalizacji zysku”, o „oczekiwanym zwrocie z inwestycji”, o „pewnych przekroczeniach w stosunku do budżetu”, o „restrukturyzacji zasobów” czy „wysokim ryzyku biznesowym”. Oczywiście, wszystkie te terminy mają swoje neutralne znaczenie, ale nader często maskują coś, co jest generowane przez ludzką chciwość.

Jestem przekonana, że kryzysów ekonomicznych nie możemy usprawiedliwiać tylko jakąś ogólną logiką mechanizmów rynkowych, działaniem globalnych struktur, złą kulturą organizacji, brakiem instytucji kontrolnych czy niefortunnym zbiegiem wielu złożonych okoliczności czy pokus. Na rynku, w sferze publicznej działają nie tylko instytucje, holdingi, korporacje, podmioty zbiorowe, ale konkretni ludzie. Za każdą klęską, za każdym złem stoją określeni sprawcy, z ich motywami, ambicjami, ze skłonnością do ryzyka, egoizmem i chciwością – cechą rzadko dziś nazywaną, a jeszcze rzadziej – piętnowaną.

Ów źródłowy język odnoszący się do konkretnych wartości, zwłaszcza zaś do wad i grzechów kształtował nasze myślenie etyczne od czasów starożytnych i towarzyszył jeszcze narodzinom kapitalizmu. W XVIII wieku wszystko się zmieniło grzechy skarlały, a niektóre z nich, takie jak chciwość, próżność, pycha zneutralizowały się, stając się motywem gospodarności, przedsiębiorczości, konkurencji i wzrostu.  Źródłowy – jak go nazywam – język moralności stracił swoją egzystencjalną i moralną funkcję ograniczania naszych namiętności. Dziś myślimy raczej, jak te namiętności wyzwalać. Jak być autentycznym i żyć pełnią życia. Chciwość może być więc dobra. Czy może?

Nie zamierzam proponować rewitalizacji języka religijnego czy języka starożytnych, nie pasują one do rzeczywistości, wyznaczonej przez horyzont spraw doczesnych, warto jednak sięgnąć do źródeł, które kształtowały pole semantyczne pewnych pojęć moralnych i do wiedzy o naszej kulturze aksjologicznej. Dzięki niej możemy wiedzieć więcej o tych standardach moralnych, które mimo zmiany ekonomicznych formacji posiadają w sobie coś stałego i prawdziwego, odnoszącego się nie tyle do ról społecznych, które pełnimy i z których – ilekroć popełnimy niegodziwość – łatwo nas rozgrzeszyć stosując normy prakseologiczne, ale do jedności i jakości życia ludzkiego w ogóle.

            Historia grzechu

Chciwość to stary problem. Już Homer wskazywał na chciwość Agamemnona. W Grecji znany był mit o Midasie, władcy Frygii, którego potrzeba ciągłego bogacenia się doprowadziła do tragedii. Arystoteles we wszystkich swoich pismach wskazywał na zło chciwości i jej różnych odmian, to znaczy skąpstwa, sknerstwa, „bycia kutwą” i „dusigroszem”. Tę różnorodność wad, Arystoteles tłumaczył tym, że niegodziwość i zło stanowią wielość, zaś dobro i cnota maja jedną postać. To, co łączy różne odmiany chciwości to zły „stosunek do pieniędzy”. Chciwość może stanowić „nadmierną chęć brania”. Jest to chciwość właściwa.  Może też być „niedostateczną ofiarnością” czyli sknerstwem i skąpstwem. Najgorszą z odmian chciwości jest „żądza brudnego zysku”, która powoduje to, że ludzie „nadmiernie cenią pieniądz i nie widzą hańby w niczym, co go przynosi (….) chciwości towarzyszą: drobiazgowość, nadąsanie, małostkowość, podłość, brak umiaru, nieszlachetność, wrogość wobec ludzi”. Chciwość w swej łagodniejszej postaci jako skąpstwo skłania do tego, że ludzie uchylają się od dawania pieniędzy tam, gdzie jest powinność lub, że „dają wprawdzie pieniądze, lecz po odrobinie i ze złością i przeważnie krzywdzą przez to, że nie uiszczają we właściwej porze”. Skąpcy nie pożądają jak chciwcy cudzego mienia i nie chcą go sobie przywłaszczać, co jednak nie jest żadną zasługą, ponieważ… boją się zabierać innym cudzą własność. Skąpi więc „zadowalają się tym, że ani nic nie zabierają ani nie dają”. Chciwcy nie dają a zabierają.

W nauczaniu Kościoła, pismach teologów i radach dla spowiedników chciwość nabiera jeszcze większej wagi. Jest nie tylko grzechem głównym, ale również jest źródłem innych grzechów. Św. Tomasz w „Sumie Teologicznej” znajduje trzy przyczyny grzechów: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha żywota. Nieuporządkowane (tj. niezgodne z prawem natury) pragnienie jakiegoś ciała i przyjemności seksualnych rodzi grzechy rozwiązłości. Pożądanie zaś rzeczy zewnętrznych i materialnych rodzi grzech chciwości. „Chciwość, w znaczeniu pożądania jakichkolwiek dóbr, zawiera się też w pojęciu pychy żywota i stanowi korzeń wszystkich grzechów” (Suma, Q 75, art.5). Św. Tomasz odróżnia szersze znaczenie chciwości czyli „nieumiarkowane pożądanie posiadania jakiejkolwiek rzeczy” (np. ciała), oraz ścisłe rozumienie czyli „nieumiarkowane pożądanie posiadania dóbr i pieniędzy”.

Istotne w rozważaniach religijnych o chciwości są ponad to dwie sprawy: stosunek do samego posiadania czyli bogactwa oraz sposób, w jaki bogactwo to się zdobywa. Kościół przeszedł wyraźną ewolucję swojego stosunku do bogactwa i do ubóstwa. W Nowym Testamencie znajdziemy wiele ocen jednoznacznie potępiających bogactwo. „Nikt nie może dwóm panom służyć (…) nie możecie służyć Bogu i mamonie (Mt. 6, 24), „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczy, gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie gdzie ani mól i rdza nie niszczą, gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną” (Mt 6, 19-21). Przez znaczną część średniowiecza liczni kaznodzieje głosili potępienie bogactwa, Potem jednak zwracano mniejszą uwagę na majętność, większą na niemoralne sposoby zdobywania jej lub niewłaściwego wykorzystania. Kościół odszedł również od pochwały ascezy i ubóstwa. Zakony żebracze (medykanci) nie cieszyły się wsparciem Watykanu. Waldensi za krytykę bogactwa duchowieństwa byli ekskomunikowani i prześladowani przez inkwizycję. Podobnie Katarzy. Potępiający stosunek do chciwości nie uległ jednak zmianie. W dzisiejszym nauczaniu Kościoła ma ona swoje dwie postacie. Jedna to „grzech ciężki”, kiedy ktoś, z powodu chciwości, przeciwstawia się cnocie sprawiedliwości (kradnie, oszukuje, nie wywiązuje się z obietnicy zapłaty lub spłacania długu), druga to „grzech powszedni”, jeśli chciwość przeciwstawia się cnocie hojności (porzucanie bliźnich w potrzebie).

Zło chciwości

Chciwość jest grzechem złożonym. I jej zło jest wielorakie. Po pierwsze sprzeciwia się samej duszy, której istotą jest pewien ład. Sokrates twierdził, że rozum powinien być hegemonem, któremu podporządkowane są wszystkie namiętności. Przyczyną zła jest odwrócenie tego porządku. Hierarchiczny charakter duszy przejęło chrześcijaństwo; chaos, który się w nią wkradł był spowodowany grzechem pierworodnym. Chciwość odtwarza i wzmacnia ten chaos na wiele sposobów. Jak twierdził Ewagriusz, opanowany przez chciwość człowiek jest nienasycony, co odbiera mu radość życia. Po drugie, chciwość odwraca hierarchię wartości; przedkładamy rzeczy gorsze nad lepsze; dobra materialne nad duchowe, konsumpcjonizm nad perfekcjonizm. Chciwiec traktuje rzeczy materialne, bogactwo, zysk, pieniądze wyżej niż osoby. Traktuje też osoby jak rzeczy, wreszcie sam staje się rzeczą, bo jest posiadany przez swoją własność, jest niewolnikiem żądzy posiadania, tego co posiada i tego co jeszcze chciałby posiadać. Po trzecie – co szczególnie podkreślał św. Tomasz – chciwość sprzeciwia się sprawiedliwości, gdyż narusza to, co należne bliźniemu. Chciwiec chce lub ma więcej niż mu się należy, chce więcej niż mają inni, a nawet więcej niż ma on sam. To pragnienie posiadania więcej niż się zasługuje. Chciwy posiada, lub chce posiadać dobra w ilości nieproporcjonalnej do pracy, którą włożył w ich posiadanie. Jego żądzy dóbr nie uzasadniają ani jego potrzeby ani zasługi. Po czwarte chciwość sprzeciwia się miłości i trosce, która powinna być darem i udziałem każdego człowieka. Powinniśmy troszczyć się o bliskich i wspierać bliźnich w potrzebie. Po piąte, chciwość powoduje nierówności i niszczy wzajemne zaufanie. Po szóste chciwy nie zna reguł, a jego wadliwy charakter i namiętności prowadzą do wielu różnych grzechów; do niegodziwości, zdrady, oszustwa, kłamstwa, lekceważenia, upokarzania, indyferencji moralnej. „Ci, co się chcą wzbogacić wpadają w pokusy i w sidła diabelskie i w wiele nierozumnych i szkodliwych pożądliwości, które pogrążają ludzi na zatracenie i zgubę. Bo korzeniem wszelkiego zła jest chciwość” (1 Tym. 6,10)

Chciwość stanowi zarówno zagrożenie dla duszy ludzkiej, jak i dla relacji społecznych, dla więzi i wspólnoty. Jest to zagrożenie tym silniejsze, że chciwość przywdziewa różne maski.

Maski chciwości

Pamiętam jak prowadząc zajęcia z etyki dla pewnej grupy zawodowej szczególnie narażonej na pokusy łapownictwa wspólnie zastanawialiśmy się jak można usprawiedliwić przed samym sobą niegodziwe zachowania. Grupa znalazła kilkadziesiąt określeń na łapówki i kilkanaście na różne sposoby racjonalizacji ich brania. Nie brano łapówek tylko: „wyrazy wdzięczności”, „świadczenia szczególne”, „dodatkowe gratyfikacje”, „korzyści niezależne”, „dary losu”, „silne argumenty”, „smerfy”, „kanapki”, „hamburgery”, „dowody współpracy”, „przyśpieszacze”, „smarowacze”, „pobrania”, „suweniry”, „pchacze”, „zaliczki”, „usługi”, „przysługi”, „speed money”. Samą czynność brania lub nakłaniania do łapówek nazywano (alternatywnie): „przemawianiem do ręki”, „smarowaniem”, „pobieraniem”, „przekonywaniem”, „argumentowaniem”, „cukrowaniem”, „pchaniem”, „zawieraniem umów  domyślnych”, „zwolnieniami podatkowymi”. Tłumaczono ten proceder: „problemami z zarządzaniem”, „niewyjaśnioną nadwyżką kosztów”, a także „nadmiernymi relacjami między kapitałem a pracą”. Jeśli chodzi o procedury kamuflowania chciwości przed samym sobą lub przed bliskimi stosowano następujące typy racjonalizacji: „wszyscy tak robią!”, „na tym, niestety, polega życie”, „nie robię tego dla siebie ale dla rodziny”, „sprawa była wyjątkowa, miałem dołek finansowy, żona straciła pracę”, „inaczej się nie da”, „wszyscy tak robią, jak ja nie będę to zginę, zaszczują mnie”, „robię tylko to, co robią moi przełożeni”, „biorę przykład z polityków”, „co robić, skoro klienci sami dają?”, „to dodatkowa redystrybucja”, „To łatanie mankamentów sprawiedliwości”, „w kraju panuje korupcjogenny system, związany z niskimi pensjami, to są jego konsekwencje”.

Arystoteles twierdził, że chciwiec to zarówno ten, kto jest motywowany nadmierną chęcią brania i posiadania, jak i ten, który lubi posiadać niczego nie ofiarowując. Ludzie biorą bo chcą mieć. A czy „mieć” to coś złego?

Chciwość a oszczędność

Oszczędność czyli potrzeba posiadania jest formą obrony przed niepewnością jutra. Ale jest również chęcią posiadania dla samego posiadania. Nie jest to cecha równie stara jak chciwość. Biblia o oszczędzaniu mówi bardzo niewiele. Starożytni cenili oszczędność rozumianą raczej jako surowość obyczajów niż cnotę samą w sobie. Plutarch pisze, że Katon Starszy „nigdy nie włożył szaty droższej niż 100 drachm (…)pił to samo wino co niewolnicy, na targu nie wydał więcej niż 30 asów na jedzenie (…) nie kupił nigdy żadnego niewolnika za więcej niż 1,5 tysiąca drachm (…) i uważał, że kiedy niewolnicy się zestarzeją, trzeba ich sprzedać by nie żywić ludzi niepotrzebnych” (Plutarch, Żywot Katona 4, 4-5). Oszczędność pieniędzy do rangi cnoty urasta dopiero w czasach nowożytnych. Staje się fundamentem moralności mieszczańskiej. Człowiek oszczędny w sensie ekonomicznym to ten, który troszczy się o równowagę budżetu, to znaczy zarówno stara się zachować pewną ilość dóbr lub pieniędzy z każdorazowych przychodów, odkładając je „na czarną godzinę” lub na konkretny, zaplanowany wydatek, jak wydaje i wszystko co zarobił, ale z pewnym planem i bez pożyczek czy długów. Jak zauważa Maria Ossowska w „Moralności mieszczańskiej” tak rozumiana oszczędność ma wiele wspólnego z grecką „ojkonomią”, co oznacza „planowane gospodarowanie zasobami”. Jeremy Bentham w „Deontologii” wyróżniał dwa pojęcia oszczędności. Jedno wiązał właśnie ze „sztuką administrowania stanowiącą pewną kwalifikację intelektualną”. Drugie z wyrzeczeniem „które dla ekonomii potrzebne nie jest”.

Oszczędność może mieć – jak wyżej – postać asekuracyjną, ale również kapitałotwórczą. Propagatorem oszczędności związanej z nieustającym obracaniem pieniądza był Beniamin Franklin.  „Pamiętaj – pisał w swojej Autobiografii – że pieniądz z natury jest płodny i posiada moc rozrodczą, jego dzieci mogą rodzić dalsze. Pięć szylingów, którymi się obraca zamienia się w sześć, przy dalszym obrocie w siedem… Im więcej ich jest, tym więcej produkują przy każdym obrocie, tak że zyski rosną coraz prędzej. Franklin był twórcą etosu klasy średniej, dla której takie wartości jak praca, skrupulatność finansowa czy „bycie człowiekiem godnym kredytu” stanowiły fundament, nie tylko roli zawodowej, ale i jedności całego życia. Ludzie żyjący w zgodzie z zalecanym przez Franklina katalogiem cnót zwłaszcza tych, które regulowały stosunek do pieniędzy, nie byli chciwi, choć z pewnością nie byli hojni czy rozrzutni. W myśleniu protestanckim praca, przedsiębiorczość, kapitał były środkami do zbawienia. Dobrobyt stanowił „produkt uboczny”. I zapewne dlatego oszczędność, w wymiarze zarówno asekuracyjnym, jak i kapitałotwórczym jest pozbawiona piętna grzechu, który w perspektywie katolickiej zawsze towarzyszy przywiązaniu do pieniędzy.

Chciwość a interes własny

Już według XVII wiecznego filozofa B. Mandeville chciwość stanowi jeden z fundamentów społecznego dobrobytu. Gdyby nie ludzka chciwość i inne złe skłonności ludzkiego charakteru, wiele przedsięwzięć tworzących bogactwo i postęp cywilizacyjny nie byłoby podjętych. Społeczeństwo pozbawione wad moralnych i podłych charakterów byłoby – według Mandeville’a – niezdolne do zbudowania zdrowej, silnej gospodarki. Tę prowokacyjną myśl, choć w poważnej formie podtrzymał Adam Smith, kontynuator tradycji Locke’a i Hume’a, o którym się mówi, że jest głównym architektem liberalnego kapitalizmu i zasad wolnej przedsiębiorczości. To Smith jako jeden z pierwszych zastąpił religijny język grzechów, psychologicznym językiem uczuć moralnych pokazując, jak egoizm czyli dążenie do zaspokojenia własnych potrzeb może współgrać z dobrem wspólnym a nie przeciwstawiać się mu. Smith uważał, że jeśli każdy dąży do własnego interesu i myśli tylko o własnych zyskach to „jakaś niewidzialna ręka kieruje nim tak, aby zdążał do celu, którego w ogóle nie zamierzał osiągnąć. Społeczeństwo zaś, które wcale w tym nie bierze udziału nie zawsze źle na tym wychodzi. Mając na celu swój własny interes człowiek często popiera interesy społeczeństwa skuteczniej niż wtedy, gdy zamierza im służyć rzeczywiście”. Co nie oznacza, że ludzki egoizm nie wymaga pewnej korekty. Tym powinna zajmować się polityka. Smith twierdził, że zaspokojenie własnych potrzeb nie może odbywać się kosztem innych ludzi. W sytuacji konfliktu dobra jednostki z dobrem ogółu przyznaje prymat temu drugiemu. Smith proponował ochronę społeczeństwa przed chciwością i nieuczciwością kupców i fabrykantów, którzy chcą ciemiężyć i oszukiwać całe społeczeństwo Nawoływał parlament by „w swoich naradach nie kierował się krzykliwym natręctwem ludzi, którzy zabiegają o własne interesy, ale szerokim poglądem na dobro powszechne”. Uważał jednak, że działalność ekonomiczna taka jak handel jest nie tylko przyczyną dobrobytu ale też, że wymusza i upowszechnia takie cnoty jak uczciwość, słowność, rzetelność, współpracę, zaufanie. A do zubożenia państwa nie przyczynia się chciwość i rozrzutność, ale marnotrawstwo dochodów publicznych.

Klasycznej koncepcji interesu własnego nie sposób traktować jako neutralizacji czy maski chciwości. Otwarta pochwała chciwości pojawia się wraz z „zakupami lewarowanymi”, „wrogimi przejęciami”, „obligacjami śmieciowymi” i „barbarzyńcami” – specjalistami od tych operacji, w połowie lat 80 XX wieku, w tak zwanej dekadzie chciwości.

„Greed is good” ?

„Chciwość jest dobra, jest w porządku, sprawdza się, oczyszcza, dociera do sedna, uosabia ducha ewolucji (…) dobra jest chciwość wszelkiego rodzaju: życia, pieniędzy, miłości, wiedzy. Zawsze wskazywała ludzkości drogę do góry” – twierdził Gordon Gekko, bohater filmu „Wall Street” z 1987 roku. Jego pierwowzorem był Ivana Boesky, trader, specjalista od wrogich przejęć, znany nie tylko z ilości zarobionych pieniędzy, ale i z życiowego motta: „chciwość jest zdrowa, można być chciwym i dobrze się z tym czuć”. Boesky dobrze się z tym czuł dopóki nie trafił do więzienia. Kryzys z lat 80 przekonał wielu, że tak rozumiana „chciwość” na dłuższą metę nie popłaca. Ale nie wszystkich. Kryzys z roku 2008 miał przecież podobne przyczyny. W międzyczasie wytworzyła się specyficzna „kultura chciwości”. Jej uosobieniem może być „Wilk z Wall Street” czyli Jordan Belfort, giełdowy manipulator i malwersant. Jego barwne życie przypomina potlatch, obyczaj indiańskich plemion, którzy najpierw gromadzili dobra a potem pokazowo niszczyli, by podnieść swój społeczny status. Belfort chciwie łaknął bogactwa, a gdy je osiągnął, ostentacyjnie używał. Nie ma chyba postaci, która w równym stopniu byłaby zaprzeczeniem franklinowskiego ethosu bogacenia się.

Chciwość nie jest dobra. Zwłaszcza wtedy gdy staje się patologią, chorobą, rodzajem sportu ekstremalnego. Wtedy gdy szydzi z zasad i niszczy więzi społecznego zaufania. W „kulturze chciwości” wszyscy – per saldo – tracą.  Problem w tym, że nie ma innej kultury.

Na zakończenie można więc pokusić się o odróżnienie trzech rodzajów chciwości. Trzech rodzajów zła. Pierwszy to „chciwość posesywna”, polega ona na nigdy nie dającej się zaspokoić potrzebie posiadania dóbr. Ponad potrzeby i ponad miary. To królestwo wiecznego „mieć”. Druga to „chciwość bezwzględna”, dla której posiadanie jest ważniejsze niż inni ludzie,  posiada się dobra kosztem innych. Ta chciwość sprzeciwia się miłości, trosce, zaufaniu, wzajemności, społecznym więzom. Rujnuje instytucje i wspólnoty. Trzecia to „chciwość radykalna”, dla której nie istnieją żadne normy ani zdroworozsądkowe, ani moralne ani prawne. Chciałoby się powiedzieć, że każda z nich zawiera element midasowy czyli, że jest destrukcyjna dla jej orędowników. Nie przynosi ani bezpieczeństwa, ani szczęścia ani trwałej władzy. Ale to nieprawda. Filmowy Gekko, autentyczny Boetsky czy Belford idą co prawda do więzienia, ale wychodzą z niego i działają motywowani tą samą namiętnością. Chciwość nie jest dobra, ale jest nieuchronnym elementem ekonomicznego systemu, w którym żyjemy obecnie. Nie poskramiana, nie kontrolowana, nie potępiana – zniszczy go. I może dopiero to wyzwoli nas od niej.

 

Bibliografia:

Arystoteles, Etyka nikomachejska, Etyka wielka, w: Pisma wszystkie, tom V, Warszawa 2000.

Burrough, B, Helyar, J., Barbarians at the Gate, Harper Raw, New York 1989.

Hansen, L.L., Movahedi, S., Wall Street Scandals. The Myth of Individual Greed, w: Sociological Forum vol 25/2/VI.

Newhauser, R. The Early History of Greed. The Sin of Avarice in Early Mediaval Thought and Literature, Cambridge 2000.

Ossowska, M. Moralność mieszczańska  Warszawa 1985.

Robertson, A.F. Greed. Gut Feelings, Growth and History. Polity Press Cambridge 2001.

Smith, A. Bogactwo narodów, przeł. J.Drewnowski, Warszawa 1954.

 

Udostępnij: