Z czasów obowiązkowego czytania lektur szkolnych wiemy, że opisy można pomijać, a zatrzymywać się na dialogach. Resztę się domyśli. W przypadku „Czyje jest nasze życie” profesora UJ Bartłomieja Dobroczyńskiego i Olgi Drendy czeka nas rozczarowanie – autorzy cały czas rozmawiają.
Dlatego kontakt z tą książką to jak deser podany towarzystwu, które spotkało się w letnie popołudnie pod kwitnącą lipą. (Podaję tę definicję, aby osłodzić kontakt z książką osobom, które jednak wolą uprawiać szybkie czytanie, czyli „od dialogu-do dialogu”). Z dala od miasta, z ciekawością spoglądając ku sobie, ożywczo i zaczepnie trącając się kwestiami. Bezpretensjonalnie, a może nawet pomyśleć, że z początku niewprawnie.
Po przebrnięcia przez konieczny wstęp, osadzamy się w treści, czyli poszukiwaniu adekwatnej diagnozy otaczającej rzeczywistości i własnego w niej miejsca. Pomaga w tym rozpiętość wiedzy prof. Dobroczyńskiego, uzupełnianej tak samo przez intelekt, jak i talent autorki literackiego Paszportu „Polityki”. Tak więc, jest to spotkanie głębokiej psychoanalizy z antropologią kultury i common sense dobrze przeżywanego życia.
Wiem, że nie wkładam Czytelnikowi do rąk nowości rynkowej, ale w zastępstwie przenoszę uwagę na coś, co jeszcze nie zdążyło stracić na aktualności. Ba, nawet prognozuję, że treści tej rozmowy-rzeki są tak samo adekwatne do każdej sytuacji życiowej, jak i słodką zapowiedzią odkrycia dawnych przyjemności. Bo odnaleźć w niej można dawną fascynację Freudem, momenty zachłyśnięcia się filozofią Wschodu, eksperymenty z kalifornijską muzyką, trafić na znajomych z półki w bibliotece i kolejnych, mniej znanych jako cytowane autorytety.
„Czyje jest nasze życie” jest wezwaniem do codziennej apercepcji. Podmiotowej obserwacji siebie w sytuacjach, które choć z pozoru oswojone i niewinne, świadczą o naszym uwikłaniu. Fakt, że jesteśmy uwikłani w relacje społeczne, które pozwalają czerpać z zaawansowanej formy organizacji nie powinien przesłaniać innego – społeczeństwo jest formą przymusu. Spektakl jest tak skonstruowany, że podstawia wzorce jak wyglądać, kogo wybierać za partnera, jak spędzać wakacje, co jeść i co połykać po posiłku, etc. Czy jesteśmy w tych wyborach wolni/wolne? Tu warto zwrócić uwagę, że głęboko refleksyjna część książki zaczyna się od podjęcia tematu medykalizacji życia, aby wskoczyć na wysoki diapazon w dialogu na temat – czyje jest nasze ciało?
Od 2. tysiącleci ciągnie się za nami gnostyckie fatum, że całe uniwersum (ludzkie istnienie włącznie), to upadek i katastrofa, do których w ogóle nie powinno dojść. Dlatego tak samo jak świat, można odrzucać ciało i niektórym religiom udaje się to skutecznie do dziś. Stąd niektórzy wykarmieni opowieściami o grzechu wrodzonym, winie z defaultu nabywanej podobnie jak lodówkę kupujemy z pojemnikiem na jajka, grzęźniemy w sytuacji przymusowej. Wybieramy podległość, staramy się zaskarbić względy nam panujących. Do uświadomienia tego zamierzają on i ona przy stole pod lipą, a my razem z nimi.
Pierwszym krokiem do wyjścia z jaskimi staje się świadomość upokarzającego charakteru tego nadania – feudalna lokajska struktura. No i oczywiście od razu pojawia się pytanie – co dalej? Czy ujmie nam ciężaru zgoda na to, że tkwimy z innymi w moralnej pułapce, na osamotnionej planecie, podległości odgrywając na innych?
Pobudzonemu umysłowi, podobnie jak autorom książki trudno przyjąć, że sprawiedliwość czeka nas na tamtym świecie. A na tym? Uzależniamy się od internetu i zakupów, od innych, przy okazji czerpiąc satysfakcję z ich klęsk (schadenfreude). Uzależniamy się jeszcze głębiej – pozwalamy na inwigilację, aby uzyskać obietnicę spokoju i jeszcze silniejsze uzależnienie od sterujących nami. Wysiłek autorów „Czyje jest nasze życie” zmierza do tego, abyśmy zrozumieli naturę przyzwyczajeń i wymądrzania się. Prowadzą tę analizę po to, aby dojść do dna – zrozumieć, że nasze cierpienia biorą się fundamentalnego błędu epistemologicznego i są skutkiem ignorancji – całe zło wynika z niezrozumienia sytuacji w jakiej się znajdujemy.
Za czym powinno nadejść poczucie kontroli nad życiem. Jest to możliwe?
Jako więźniowie bezpiecznych nawyków mamy małe szanse na odzyskanie życia na własność. Dopiero poszukiwanie najlepszych dla siebie ucieczek od nich, wprowadzanie się w stany niecodzienności, intelektualnego i cielesnego czuwania, niezwykłości, pobudzenia – rekonfiguracja neuronów – prowadzą nas ku mikro-objawieniom, te zaś do wyższej jakości. Jak? Polecam szczególnie fragment „Czyje jest nasze życie” odnoszący się do psychologii twórczości – czy można wyhodować w sobie geniusza? I dalej, na drodze ku odzyskiwaniu godności i władzy nad życiem nie uciekajmy od pytań o jego sens. Podobnie jak nie ucieknie się od tematu – jak je zakończyć? I tu chwała autorom, że zastanawiają się nad wyjściem honorowym – autodestrukcji, w sytuacji nieznośnej. Chciałoby się nawet rozszerzyć pytanie tytułowe – czyje jest nasze życie i … czyja jest nasza śmierć? Pamiętajmy, że w niektórych systemach religijnych i państwowych odebranie sobie życia jest nielegalne. Czyli, odmawia się ludziom prawa do dziury w głowie.
Nam niech potencjalny, przedziurawiony obiekt wciąż służy do drapania się po niej.