Przejdź do treści

NNO. Po stronie odpowiedzialności.

Komentujemy świat. Chcemy go zmieniać na lepszy.

Poznaj nas
Transformacja wstydu Transformacja wstydu Rys. Hanna Pyrzyńska
Głębiej w Siebie

Transformacja wstydu


16 sierpnia, 2022

W stabilnym społeczeństwie hierarchie społeczne zwykle wizualizujemy sobie w pionie. Relacje między ludźmi są jak drabina albo, by ująć rzecz nowocześniej, winda w strzelistym wieżowcu. Ktoś jest na górze, kto inny – na dole. Na szczycie jest penthouse, na dnie – nieco zatęchła piwnica i pomieszczenia
techniczne, do których lepiej nie zaglądać.

To nie tylko hierarchia władzy i majętności, lecz przede wszystkim hierarchia nieczystości i wstydu. Uczynienie dołu obszarem wstydliwym pozwala wszystkim mieszkańcom naszego metaforycznego budynku emocjonalnie przyswoić i zracjonalizować nierówności. Ci z dołu wstydzą się zapuszczać na wyższe piętra w roli innej niż personel techniczny. Ci z góry brzydzą się i obawiają piwnic. Najlepiej widać to na przykładzie systemów kastowych, ale w zasadzie w każdym społeczeństwie wykonywanie określonych prac (a w niektórych kulturach jakakolwiek praca w ogóle) obłożone jest tabu. Szlachetnie
urodzeni nie mieli styczności z niektórymi obszarami rzeczywistości. Z brudem codzienności mierzyli się w ich imieniu podle urodzeni, nieczyści.

Nieczysta przeszłość i zapóźnienie

Każda transformacja czy rewolucja zaczyna się od rozbicia tej wyobrażonej piramidy, dzielącej ludzi na klasy wyższe i niższe. Z tym, że w zasadzie nigdy nie zastępuje jej jakaś bezklasowa utopia. Zamiast tego rewolucja proponuje uporządkowanie relacji międzyludzkich na osi poziomej. Ktoś jest z przodu, na czele, przewodzi zmianom, ktoś inny się ociąga, jest zapóźniony, został w tyle. Transformacja rozciąga strukturę społeczną na osi czasu i sprawia, że wstydzimy się już nie tego, co na dole, lecz tego, co zacofane,
stare, niezmodernizowane. Nieczyste stają się nie doły, lecz tyły – przeszłość i zapóźnienie. Oznacza to w szczególności, że jeżeli doświadczyliśmy awansu społecznego, powinniśmy się wstydzić własnych korzeni.
Oto centralny obraz mitologii polskiej transformacji ustrojowej, ale też szerszej modernizacyjnej mitologii, która od lat 80. ubiegłego wieku dominowała w globalnej polityce i kulturze popularnej.

Rys. Hanna Pyrzyńska

Pociąg jak hierarchia i pęd

Doskonałą metaforą nieczystości i wstydu epoki transformacji jest pociąg. Wydaje się, że wszyscy razem pędzimy ku lepszej przyszłości, ale podział na wagony różnych klas sprawia, że w gruncie rzeczy odbywamy zupełnie różne podróże. O atrakcyjności tego konceptu niech świadczy, że w ostatnim czasie
wykorzystano go w miejscach tak różnych jak hiphopowe kawałki Łony i Webbera (aż dwa! „Co to tak wyje” i „Nocny ekspres”) czy komiks, film i serial „Snowpiercer”.

Pociąg to doskonała metafora, bo ilustruje nie tylko hierarchię, lecz także wektor pędu. Nie chcemy się wstydzić, nie chcemy być gorsi, nie chcemy zagubić się z tyłu, pozostawieni w sferze tego, co nieczyste, przestarzałe, niemodne, obciachowe. Wstyd napędza ruch. Jest silnikiem maszyny transformacji. Lęk przed byciem uznanym za zacofanego wymusza stały ruch do przodu i modernizację. Ale ma też mroczną stronę – fałszywy uśmiech i ukrywanie wszystkiego, co gorsze.

Tych, którzy pozostali w tyle, tak jak dawnych mieszkańców piwnicy, obciąża się winą za ich kondycję, czyni nieczystymi, spycha poza kadr telewizyjnych ekranów i gazetowe szpalty. Przeżarte rdzą wagony TLK, rozpadające się, przydrożne zajazdy marniejące w cieniu nowocześniejszej konkurencji albo zamknięte kopalnie w Wałbrzychu, gdzie przed laty prowadziłem badania terenowe…

Wstydziliśmy się to pokazywać, wstydziliśmy się to oglądać. Zamiast tego woleliśmy widzieć pendolino. Tymczasem prawda jest taka, że polska kolej nie zmieniła się w pendolino. Pociągi sprzed lat nadal jeżdżą na tych samych trasach, są tylko o kolejną dekadę starsze. Nie widują ich ci, których stać na bilet za sto złotych, podróż samochodem albo samolot. Słono płacimy również za to, by wstydliwej, nieczystej biedy nie oglądać. To jednak nie koniec naszej opowieści, ale dopiero początek czegoś naprawdę ciekawego.

W ostatnich latach monolit mitologii postępu ulega bowiem (w skali globalnej) błyskawicznej erozji. Wciąż pędzimy ku jutru pociągiem podzielonym na wagony różnych klas. Wiele wskazuje wręcz na o, że różnice standardów między poszczególnymi przedziałami są większe niż dotychczas.

A jednak podróżnym zajmującym te najlepsze miejsca od pewnego czasu towarzyszy nowy, nieproszony gość. Pasażer na gapę. To wyrzuty sumienia. Po latach opowieści o tym, że bieda jest nieczysta, że jest powodem do wstydu, coraz ważniejszy staje się nurt przeciwny. To bogactwo – obciążone wyzyskiem, odziedziczone po przodkach, ostemplowane śladem węglowym – zostaje naznaczone jako nieczyste. Staje się powodem jeżeli nie wstydu, to przynajmniej zawstydzenia.

Ci, którzy ku przyszłości śmigają pierwszą klasą, wciąż mają nieporównywalnie lepsze warunki. Ale częściej zamiast dumy z nich odczuwają dyskomfort. Czują, że towarzyszą im cienie tych, którym się nie udało. Coraz częściej też zaczynamy się wstydzić własnego wstydu skierowanego ku tym jadącym w gorszych przedziałach. Uczymy się problematyzować własne przywileje i poczucie wyższości. Zwycięscy transformacji, zamiast odcinać się od swoich korzeni, zaczynają ich poszukiwać, pytać o nie. Świadczy o tym chociażby trwający w ostatnich latach boom na ludową historię Polski. Nie jestem futurystą, nie lubię się bawić w proroka. Ale gdybym miał obstawiać, zgadywałbym, że to właśnie te wyrzuty sumienia (w tym zawstydzenie własnym wstydem) zastąpią transformacyjny wstyd klasowy jako podstawowa siła napędowa naszej kultury.

Artykuł ukazał się w 9. numerze Magazynu NNO Nieczystość.

Zobacz Magazyn NNO numer 8 „Zazdrość”.

Kup magazyn w wersji papierowej!

Udostępnij: