Przejdź do treści

NNO. Po stronie odpowiedzialności.

Komentujemy świat. Chcemy go zmieniać na lepszy.

Poznaj nas
Co ma dobro do dobrego życia. Co ma dobro do dobrego życia. Magazyn NNO Dobro
Magazyn

Co ma dobro do dobrego życia.


20 grudnia, 2023

O eudajmonii, przymusie szczęścia i rozczarowaniu z Tomaszem Sobierajskim rozmawia Eliza Michalik

Co to jest dobre życie?

Próbując odpowiedzieć na to pytanie, mam w sobie pewien rodzaj zawieszenia. W głowie, w bardzo szybkim tempie przesuwają mi się obrazy, przykłady dobrego życia, które znam z podróży, filmów i literatury. Jest skandynawski spokój i włoskie dolce vita. Jest wilgotny od nadmiaru świat tropików i pustynna nostalgia. Jest piękna, monotonna codzienność u Salingera czy u Moravii i roziskrzone bogactwo u Zoli. Jest spokój wsi i rozdygotanie miasta. Próbuję wybrać z tego bogatego katalogu doświadczeń, własnych i cudzych, najbardziej pasujący obrazek. Ale zdaję sobie sprawę, że będzie to odpowiedź na ten moment, przypadkowa, niereprezentatywna dla mojego życia.

Zamknijmy więc ten katalog moich przeżyć i skupmy się na tym, co dla innych oznacza dobre życie. Spróbujmy znaleźć odpowiedź na to, czy coś takiego w ogóle istnieje. Najlepszym rozwiązaniem dla znalezienia odpowiedzi na tak skomplikowane pytanie jest zawsze sięgnięcie do starożytnych filozofów. W tym temacie z pomocą przychodzi Platon, który stworzył teorię dobrego życia. Uważał, że każdy człowiek ma naturalne pragnienie sprawiedliwości i dobra, a najważniejsze jest znalezienie w sobie odwagi, żeby działać zgodnie z tym pragnieniem – bo jeśli tak się stanie, będziemy godnie i dobrze żyć.

Natchnieniem dla rozważań Platona o dobrym życiu były jego dyskusje z mistrzem, nauczycielem Sokratesem. Obaj uważali, że dobre życie jest możliwe tylko wtedy, kiedy nasze działania będziemy poddawali refleksyjnej analizie. Dodatkowo Sokrates, zgodnie z tym, jak cytował go Platon, uważał, że dla dobrego życia niezbędne jest zapanowanie nad zwierzęcymi pasjami. W idei dobrego życia tych dwóch filozofów najważniejsze było działanie w taki sposób, aby nie krzywdzić innych. A nawet więcej, żeby przez to, co robimy, wspierać rozwój społeczności.

Poglądy Sokratesa i Platona na drugą stronę wywrócił Nietzsche. Można nawet powiedzieć, że je lekko sponiewierał. Jego zdaniem dobre życie to życie bez strachu i nieopieranie się w nim na sile wyższej. Nietzsche uważał, że dobre życie wiedzie ta osoba, która kocha swój los (amor fati), ma dużo szacunku do siebie, wierzy we własne siły, korzysta z życia i nie kłania się fałszywym bożkom. Ideę Nietzschego, pewnie bardziej przez przypadek niż celowo, podchwyciła kultura indywidualizmu, tak mocno rozpasana w krajach rozwiniętych. W jej ujęciu dobre życie jest wtedy, gdy mnie jest dobrze, gdzie interesuje mnie wyłącznie moje własne dobro, a dobro społeczne o wiele mniej lub nawet wcale.

Mam wrażenie, że w tej chwili ścieramy się wewnętrznie pomiędzy platońskim a „nietzscheańskim” pojmowaniem dobrego życia. Kiedy w trakcie badań pytamy ludzi o ich rozumienie dobrego życia, to są raczej skłonni odpowiadać jak Platon, że bycie dobrym człowiekiem oznacza bycie dobrym dla innych i działanie na rzecz tego, żeby innym żyło się lepiej. Odpowiadamy tak, jak myślimy, że powinniśmy odpowiedzieć, że takiej odpowiedzi się od nas społecznie oczekuje. Natomiast gdy patrzymy na rzeczywiste wybory, jakich dokonują ludzie, to jest jasne, że większość stawia na siebie. Najpierw
mnie musi być dobrze, ewentualnie dopiero gdy już mam tego szczęścia tak dużo, że aż mi się ulewa, to z tego ulewania mogę nieco oddać innym, najczęściej najbliższym osobom. Działanie dla wspólnoty to bardzo rzadko wybór, najczęściej obowiązek obwarowany przymusem społecznym.

Jeden z filozofów powiedział, że ludzie, którzy gonią za szczęściem, nie mają szczęśliwego życia. Szczęśliwe życie mają ludzie, którzy się nie przejmują szczęśliwym życiem, tylko po prostu żyją i robią rzeczy, które lubią robić, zajmują się swoimi pasjami. I żyją szczęśliwie, nigdy nawet nie myśląc, jakie mają szczęście. To zapewne kamyczek do ogródka wszystkich filozofów, psychologów i socjologów, ale przyznam, że od jakiegoś czasu sądzę, że my, jako ludzkość, za dużo się zajmujemy szczęściem i rozważaniami, czy jak coś zrobimy, będzie nam dobrze. U mnie sprawdza się powyższa recepta, że jak nie rozważam, tylko po prostu robię coś, bo chcę, bo mnie to interesuje, bo sprawia mi to radość i przyjemność, pochłania mnie, zajmuje, to nagle okazuje się, że jestem szczęśliwa, nawet o tym nie myśląc. I mam fajne, dobre życie, w ogóle o to nie zabiegając. Mówiłeś o tym, jak to wyglądało w różnych kulturach i że współczesna nam kultura jest bliższa indywidualizmowi i w świetle tego zastanawiam się, czy głównym powodem, dla którego żyjemy w epoce braku szczęścia, jest właśnie to, że za bardzo, za desperacko chcemy je mieć. Wszyscy wiemy, że w życiu tak to właśnie działa, że jak ci ktoś powie albo sam sobie powiesz, że musisz coś mieć, to nie jesteś w stanie tego osiągnąć. Jeśli na przykład usłyszysz, że musisz teraz koniecznie odpocząć, po prostu zrób wszystko, żeby się zrelaksować, więc usiądziesz i będziesz się strasznie skupiał i wysilał, żeby odpocząć, to właśnie nie odpoczniesz, tylko jeszcze bardziej się zestresujesz! Więc jak wszyscy dookoła, programy, poradniki, reklamy, guru ci mówią, że masz mieć szczęśliwe życie, to staje się to tak strasznie stresujące, że aż robisz się nieszczęśliwy… Albo nawet jak jesteś szczęśliwy, to możesz tego nie zauważyć, bo wszyscy ci mówią, że to szczęście powinno wyglądać inaczej, być bardziej glamour i wow.

Weszliśmy tym samym w naszych rozważaniach na inny poziom. Wprowadziłaś kategorię szczęścia, która obecnie jest równoznaczna z dobrym życiem. To bardzo młoda koncepcja, choć uważa się, że już Arystoteles, pisząc o eudajmonii, miał na myśli współczesne rozumienie szczęścia. Ale to nie jest prawda. Arystoteles jako uczeń Platona zwracał uwagę na to, że szczęśliwy jest ten, który rozwija się intelektualnie i ma „dobry” charakter, które to cnoty wykorzystuje na rzecz dobrostanu innych.

Wracając do koncepcji szczęścia, to gdybyśmy zapytali naszych dziadków, czym jest dobre życie, to oni najprawdopodobniej wcale nie odpowiedzieliby, że jest to szczęście – bardzo nieostra kategoria – tylko spokój, bezpieczeństwo, przyzwoite, przeżyte uczciwie życie. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie poświęcano koncepcji szczęścia tyle uwagi co teraz. Zapewne przysłużył się temu rozwój psychologii pozytywnej, która z jednej strony składa ukłon w stronę Arystotelesa, mówiąc o cnotach wymaganych do prowadzenia
dobrego życia, a z drugiej romansuje z indywidualistycznym myśleniem Nietzschego, bo rozwijanie mocnych stron w celu osiągnięcia dobrego życia, a w domyśle szczęścia, ma służyć tylko mnie. To ja mam się czuć dobrze w pracy, w związku romantycznym, w przyjaźni. A jeśli przy okazji komuś też jest w tej relacji dobrze, to w porządku. Ale nie jest to warunek konieczny mojego szczęścia i dobrego życia.
Mówisz o szczęściu jako odczuwaniu, doświadczaniu czegoś, a nie o szczęściu jako procesie analitycznym. Od nas, naukowców, oczekuje się, żebyśmy stworzyli wzór na szczęście. Garść tego, garść tamtego, szczypta jeszcze czegoś innego. Ale to nie działa. Ponieważ szczęście jest intersubiektywnym
procesem. I często dopiero po czasie wiemy, że w danym momencie byliśmy szczęśliwi. Ale jak to zrobiliśmy? Dlaczego tak się działo? Nie umiemy na to odpowiedzieć. Dodatkowo wiele osób, które my uważamy za szczęśliwe, żyjące dobrym życiem, postrzegają siebie wręcz przeciwnie. Szczęście i dobre życie to bardzo nieuchwytne kategorie. Czasem wydaje nam się, że jesteśmy blisko rozwiązania
tej zagadki, ale najczęściej obecność obserwatora wpływa na obserwowany obiekt, zniekształcając jego obraz. Prawo znane z fizyki, psychologii czy socjologii. Nie jesteśmy w stanie przyszpilić szczęścia
w warunkach laboratoryjnych. No chyba, że wprowadzimy do organizmu obiektu substancje czynne. Ale nie o to chodzi.

Z tego powodu z założenia nie ufam tym, którzy zapewniają mnie o tym, że wiedzą, co zrobić, żebym był szczęśliwy. Pod warunkiem że zapłacę im duże pieniądze. A ja wiem, że po ich kursach czy szkoleniach nie będę bardziej szczęśliwy. Będę tylko nieco biedniejszy.

Czy nasze podejście do życia nie jest za bardzo zdystansowane, by nie rzec – lekko cyniczne?

Przeciwnie! Mówiąc to, co mówimy, obnażamy wielomiliardowy przemysł święcący triumfy na całym świecie, zarabiający na skłanianiu ludzi do tego, by aktywnie poszukiwali szczęścia. Na marginesie: fakt, że istnieje taki przemysł, rodzi stare jak świat pytanie, czy to ten przemysł wytworzył potrzebę szczęścia, czy jednak potrzeba wytworzyła przemysł? Co było pierwsze: jajko czy kura? Poza tym odrobina cynizmu bardzo się przydaje. Stanowi skuteczną barierę ochronną przed złotoustymi głosicielami recepty na szczęście. Choć oni sami powtarzają, że cynizm to maska ludzi nieszczęśliwych. Wybieram zatem bycie cynicznym i nieszczęśliwym w oczach hochsztaplerów.

Chcesz przeczytać cały artykuł?

Wspieraj NNO. Otrzymasz dostęp do tego i wszystkich artykułów z magazynu w wersji cyfrowej oraz wydanie papierowe.

Udostępnij:

Dołącz do naszej społeczności

Zarejestruj się bezpłatnie, otrzymasz dostęp do wykładów, najnowszych artykułów, wywiadów i podcastów.

Dowiedz się więcej