Z profesorem Zbigniewem Pełczyńskim, emerytowanym profesorem filozofii politycznej Oxford University, założycielem Fundacji im. Stefana Batorego oraz Fundacji Szkoły Liderów, rozmawia Grzegorz Nawrocki.
Współpraca: Jakub Orłoś (Young Talent Management).
(…)
Co oznacza odpowiedzialność w polityce?
– Odpowiedzialność oznacza dwie bardzo różne rzeczy, które ludzie ciągle mylą i nie zdają sobie z tego sprawy. Zadajmy następujące pytanie: Kogo nazywamy odpowiedzialnym politykiem, odpowiedzialnym ministrem czy odpowiedzialnym premierem? W pierwszym znaczeniu tę odpowiedzialność nazywam odpowiedzialnością twardą. Polega ona na tym, że ktoś, kto spełnia jakąś funkcję albo ma jakąś władzę, zobowiązuje się przed tym, który go mianuje, czy przed tymi, którzy go wybierają, że musi robić to i to, i że on deklaruje się, że będzie robił to i to.
I że ewentualnie poniesie konsekwencje wszelkich swoich działań albo zaniechań.
Na tym to właśnie polega. To pojęcie łączy się z pojęciem sankcji. Jeżeli na przykład nie zrobisz tego, do czego się zobowiązałeś, to sankcja będzie taka, że stracisz władzę, zostanie ci odebrana, dostaniesz wotum nieufności.
I to jest odpowiedzialność w rozumieniu twardym, rozliczeniowym.
Tak, absolutnie. Dość łatwo jest ją zdefiniować i zidentyfikować, ale w tym pojęciu pojęcie sankcji jest bardzo istotne.
I to jest chyba dla wszystkich zrozumiałe, ale czuję, że wprowadzasz to jako kontrapunkt do innego rozumienia odpowiedzialności, które też w polityce powinno być obecne.
To jest takie, można powiedzieć, stricte naukowe czy stricte konstytucyjne pojęcie odpowiedzialności. Rząd odpowiedzialny to jest taki, który jest wybrany, który obiecuje robić określone rzeczy, ma program wyborczy i może być odwołany, jeżeli tego nie robi, albo robi coś odwrotnego. Problem jest taki, że słowa „odpowiedzialny” – poza tą twardą definicją – używamy w bardzo mętnym, ogólnym sensie, który bardzo trudno zdefiniować i który nie łączy się zupełnie z kwestią sankcji.
Kim jest zatem człowiek nieodpowiedzialny?
Człowiek nieodpowiedzialny to jest taki człowiek, który robi coś bez przemyślenia, bez zastanowienia się, bez wzięcia pod uwagę interesów innych ludzi. Weźmy taki przykład: kucharka dostaje polecenie, żeby na Boże Narodzenie upiec indyka. Koniecznie indyka, nie chcemy nic innego. No więc kucharka odpowiedzialna jest wobec swoich pracodawców, żeby przygotować najlepszego indyka, jakiego potrafi. Ale okazuje się, że kupiony indyk jest zepsuty. Ona zdaje sobie sprawę, że tego nie może zrobić, bo zatruje swoich pracodawców, więc zamiast indyka robi kurę.
Czyli zastosowała drugie znaczenie odpowiedzialności – troskę o drugiego człowieka czy o wspólne dobro.
Tak, troskę o ludzi, branie pod uwagę konsekwencji swojego działania. Troskę o wykonywanie swojej funkcji w sposób racjonalny, przewidywalny, biorący wszystkie okoliczności pod uwagę, ale również moralny. Można robić pewne rzeczy, ale w sposób niemoralny i wówczas to jest działalność nieodpowiedzialna. Jeżeli ktoś ci każe coś zrobić, a ty – powiedzmy – idziesz na skróty i kradniesz pieniądze, żeby to zrobić, to to jest nieodpowiedzialne, niemoralne.
Zróbmy teraz z tej kucharki premiera albo ministra.
No więc załóżmy, że powstaje nowy rząd, premier jest jego głową i wygłasza przemówienie w parlamencie. Mówi, że nie będzie podwyżki podatków na przykład, ale nagle po dwóch, trzech latach rząd je podwyższa. Można wtedy powiedzieć, że rząd łamie zobowiązania, których się podjął. Odpowiedzialnością, którą powinien ponieść, jest to, żeby stracił władzę albo żeby był zmuszony do porzucenia tej polityki i powrotu do polityki, do której się zobowiązał.
Jest jednak duże „ale”. Kontekst.
Właśnie. Zmienia się sytuacja na świecie, rynku i tak dalej. Nagle państwo staje na krawędzi kryzysu gospodarczego i jedyną formą uniknięcia go jest podwyżka podatków. Wobec tego co robimy? Podwyższamy te podatki. No i tutaj rząd w pewnym sensie zachowuje się nieodpowiedzialnie, bo nie trzyma się swoich obietnic i powinien być ukarany. Z drugiej strony zachowuje się odpowiedzialnie, dlatego że bierze pod uwagę tę nową sytuację, uwarunkowania, dobro kraju i tak dalej, i robi to, czego wymaga sytuacja, a nie to, do czego zobowiązał się wcześniej. To są te dwie różnice. Kiedy mówimy o odpowiedzialności, często używamy tego pojęcia w miękkim, a nie twardym sensie. Życzymy sobie, żeby politycy dbali o dobro powszechne, żeby konsultowali się z ekspertami, żeby podejmowali te decyzje ostrożnie i stopniowo, a nie impulsywnie. Jeżeli podejmują impulsywnie, to postępują nieodpowiedzialnie, irracjonalnie. Czyli mamy jakiś standard zachowania się odpowiedzialnego polityka…
To bardzo zależy od okoliczności i interpretacji.
Nie, nie wszystko zależy od okoliczności, ale w podejmowaniu decyzji nie da się wykluczyć okoliczności. Jeżeli zmieniają się okoliczności, to zmienia się polityka i odpowiedzialny polityk musi to brać pod uwagę. Oczywiście to wszystko musi być zrobione w imię, że tak powiem, naczelnego celu, czyli dobra społecznego czy dobra publicznego.
Jesteś nie tylko naukowcem, który zajmuje się teorią polityki, ale też obywatelem i obserwatorem świata. Wiesz, co się dzieje nie tylko w teorii polityki, ale w praktyce politycznej na świecie.
Chociaż znam się oczywiście znacznie lepiej na polityce brytyjskiej niż polskiej, bo z tą żyję i tutaj głosuję. Dam ci dwa niedawne przykłady z polityki brytyjskiej. Poprzedni brytyjski premier, lider konserwatystów David Cameron miał problemy z grupą bardzo aktywnych, nieprzyjemnych kolegów posłów, którzy uważali, że przynależność do Unii Europejskiej jest błędem, że jeżeli nie da się tych błędów naprawić, to trzeba wyjść. To mu utrudniało życie, bo za każdym razem, kiedy on coś proponował, oni to krytykowali. W końcu zdecydował, że jedynym sposobem, żeby zamknąć im usta, będzie przeprowadzenie referendum. Jeżeli on będzie się mógł odwołać do woli ludu w formie referendum, to im zamknie usta i zmusi do tego, żeby mu przestali dokuczać politycznie.
Chcesz powiedzieć, że referendum było w pewnym sensie aktem politycznej odpowiedzialności?
To był akt braku politycznej odpowiedzialności, bo on nie zdawał sobie sprawy, jakie mogą być konsekwencje, jeżeli tego referendum nie wygra. Zakładał, że to referendum wygra i nie uświadamiał sobie, że może być opcja „b”, w której on to referendum przegra. W tej sytuacji, zamiast utrwalić obecność w Unii Europejskiej, tak jak on sam, wszyscy inteligentni ludzie i duża część jego własnej partii chcieli, zmuszony był pójść w odwrotnym kierunku. Inny przykład, trochę późniejszy, ma związek z Theresą May. Jej partia wygrała po Cameronie wybory, a ona została premierem. Miała bardzo małą większość w parlamencie, ale partie są w Wielkiej Brytanii tak zdyscyplinowane, że to z powodzeniem wystarczy. W przeszłości były rządy, które rządziły większością jednego posła i trwały przez trzy, cztery lata, więc większość czterech posłów całkowicie zapewniała stabilność rządu.
Podobnie jak rządowi w Polsce teraz.
Z bólem, tak przynajmniej twierdziła, zgodziła się negocjować z Unią Europejską tak zwany brexit. Zdecydowała, że łatwiej jej będzie forsować swoje poglądy na ten temat, niż konsultować się z parlamentem, kolegami w parlamencie, jeżeli uzyska stabilniejszą większość, czyli mandat na to, żeby robiła, co chce. Wobec tego rozwiązuje parlament i ogłasza wybory i… traci tę większość. Jej partia jest mniejszościowa i musi stworzyć koalicję, co ją niesłychanie osłabia. Paraliżuje w ten sposób cały proces negocjacji, no więc znowu mamy nieodpowiedzialne zachowanie.
To są przykłady z ugruntowanej, kiedyś rozsądnej brytyjskiej demokracji, nie lepiej dzieje się po drugiej stronie Atlantyku. W Białym Domu urzęduje ktoś, komu poczucie odpowiedzialności wydaje się obce. W Polsce jest rząd, który wyspecjalizował się w podejmowaniu decyzji, które są czymś więcej niż nieodpowiedzialnością. To jest jakiś wirus?
Ja bym tego tak nie dramatyzował. Uważam, że w historii różnych krajów są okresy, w których politycy są mniej lub bardziej nieodpowiedzialni, co jest często związane ze zmianą ogólnej sytuacji. Jeżeli chodzi o Trumpa, to uważam, że jest odpowiedzialnym politykiem, w sensie twardym. Został wybrany, może nie być wybrany w następnych wyborach. Konstytucja amerykańska jest taka, że daje mu bardzo szeroką władzę i ułatwia mu podejmowanie decyzji, które według innych ludzi czy nawet ogółu społeczeństwa mogą być błędne czy niekorzystne.
Mnie bardziej interesuje to drugie znaczenie odpowiedzialności. Tutaj potrzeba jakichś drogowskazów.
To jest natura ludzka, nie widzę żadnego innego wyjaśnienia. Są ludzie odpowiedzialni i nieodpowiedzialni lub nieprzewidywalni. Jeżeli chodzi o Trumpa, to nikt nie przewidywał, że on taki będzie. Owszem, były sygnały, ale tego elektorat masowy nie widział – zwłaszcza te miliony robotników, o niskim poziomie życia, którzy głosowali na niego, myśląc, że zmieni ich sytuację. Poza tym była kwestia imigrantów, wrogości do nich i tak dalej. On na tej nucie wygrał wybory. Jedyną radą na takiego nieodpowiedzialnego polityka jest to, aby wprowadzić odpowiedzialność tego pierwszego rodzaju – dać mu tak jak w Anglii wotum nieufności – tylko że w Stanach Zjednoczonych nie ma takiej instytucji jak wotum nieufności. Jest za to impeachment, ta broń, która jest bardzo ciężka do zastosowania, ale można pewną procedurą odebrać mu formalnie władzę, tak jak odebrano Nixonowi.
Czyli uważasz, że remedium na nieodpowiedzialność w polityce jest pociągnięcie do odpowiedzialności formalnie.
Można oczywiście krytykować, dawać wywiady, organizować marsze, opozycję, starać się wpływać na wykonywanie władzy właśnie w sposób racjonalny i odpowiedzialny. W Ameryce dochodzi jeszcze do tego Sąd Najwyższy, który ma duże uprawnienia, może kwestionować pewne akty prawne. To są też twarde środki.
Dlaczego jedno z największych osiągnięć politycznych, które wyzwoliło Europę z pasma wojen – czyli Unia Europejska – jest dziś tak często kwestionowane? Zapominamy lekcję z historii?
To może być szokujące, ale jest nieuniknione. Jest takie angielskie powiedzenie, które trzeba pamiętać i sobie przypominać: Każdy naród ma taki rząd, na jaki zasługuje. Demokratycznie wybrany rząd jest emanacją społeczeństwa. Jeżeli społeczeństwo jest apatyczne, nacjonalistyczne czy antysemickie, to nie ma rady. Tak było na przykład w Niemczech przed wojną. Pytanie, co zrobić, żeby zmienić społeczeństwo.
(…)
Fragment stanowi wybór z wywiadu, który w całości ukazał się w książce „Rozmowy o odpowiedzialności”.