Przejdź do treści

NNO. Po stronie odpowiedzialności.

Komentujemy świat. Chcemy go zmieniać na lepszy.

Poznaj nas
Okaleczający gorset psychiczny Okaleczający gorset psychiczny fot. Văn Thắng / Pexel
Ciało

Okaleczający gorset psychiczny


16 sierpnia, 2022

Chociaż w moim gabinecie od lat nie słyszałem słowa: „nieczystość” – podwójny standard w myśleniu o seksualności kobiet i mężczyzn, nadal ma się dobrze – mówi prof. Zbigniew Lew-Starowicz w rozmowie z Krystyną Romanowską.

Kiedy ostatni raz słyszał pan słowo „nieczystość” w swoim gabinecie?

Och, dawno temu. Jakoś chyba w końcu lat 80. Pamiętam, że kiedy pisałem „Seks partnerski”, jeszcze się to określenie przewijało. Ale w latach 90. ta terminologia definitywnie zanikła. Na początku, w czasach, kiedy zaczynałem pracę jako seksuolog, sporo mężczyzn miało obsesję na punkcie dziewictwa kobiet. Myśleli: „ona nie jest dziewicą, czyli jest nieczysta”. Co oznaczała ta mityczna „czystość”: kobieta powinna mieć błonę dziewiczą i nie powinien jej dotknąć wcześniej żaden mężczyzna. Kiedy to dzisiaj wspominam, brzmi to jak hasło sprzed wieków, ale przecież było to zaledwie 50 lat temu!

Oprócz tego, że można było być „nieczystą”, często wspominało się także o nieczystych myślach kobiet. Dziewica z nieczystymi myślami wcale więc nie była taka idealna. Nieczyste myśli rzutowały bowiem na jej czystość cielesną. Mieliśmy wtedy do czynienia z czystością trochę podejrzaną. Taką jak biała, ale jednak zaplamiona suknia. Pełnia czystości oznaczała wolność od nieczystych myśli.

To musiało być trudne być „czystą kobietą”?

Wręcz niemożliwe. Kobiety w sposób straszliwy zmagały się z tym problemem. Ale chodziło nie tylko o naturalnie pracującą wyobraźnię. W jednej ze swoich książek „Seks w kulturach świata” opisywałem, że trafiłem na modlitewnik sprzed II wojny światowej, z 1920 roku. W tym modlitewniku było opisane, że kobieta, wchodząc do balii, nie mogła być naga, żeby nie dotykać własnego ciała. Musiała założyć odpowiednio luźną szatę. Oczywiście robiła to z modlitwą na ustach. Obszar czystości dotyczył więc nie tylko myśli, fantazji, ale nawet dotyku, kontaktu z własnym ciałem. Ba, uruchamiało się także poczucie winy z powodu snów.

Jak w takich okolicznościach można było funkcjonować jako kobieta – z natury bardziej biologiczna i emocjonalna od mężczyzny? Takie zakazy i autocenzura rodziły w niej niechęć i dystans do własnego ciała. Jej seksualność była tłumiona i hamowana. O ile jeszcze kobieta miała niski poziom libido, to aż tak bardzo się nie męczyła. Ale jak wiemy z badań, 6% kobiet ma wysokie libido. Wyobraża pani sobie, jakie piekło na ziemi przeżywały? Potrzeby seksualne to była cały czas wojna z własnym ciałem. Wojna z ciałem i własną zmysłowością. Poczucie grzechu. Poczucie winy. Obsesje na tle religijnym. Chodzenie do spowiedzi. I tak w koło Macieju.

fot. Adam Tuchliński

A potem praktyki pokutne związane z ascezą ciała.

Te kobiety się głodziły, odpowiednio ubierały, niektóre nawet się krzywdziły, biły własne ciało, żeby „uśmierzyć żądze”. Wyobraźmy sobie, że taka kobieta wychodzi za mąż i ma rozpocząć życie seksualne. Jak jej ciało – z założenia „nieczyste” – mogło reagować w seksie? Było posłuszne, uległe wobec męża i nastawione na prokreację. Prokreacja nobilitowała kobietę. Oczywiście nie czyniła jej czystą, ale przynajmniej nobilitowała: „jestem matką”. Jak wyglądało jej życie seksualne, dotyk? Jaki tam dotyk? Miała opory, żeby w ogóle męża dotknąć. Oddawała się. On zaspokajał swoje potrzeby, a ona miała poczucie satysfakcji: jestem dobrą żoną, bo się oddaję. Spełniam obowiązek małżeński. Straszne życie. Tak oburzamy się na gorsety, w których chodziły kobiety, ale przynajmniej służyły one temu, by wyglądały atrakcyjniej. Gorszy od gorsetu z materiału był gorset psychiczny. To było bardzo okaleczające.

Jak właściwie do tego doszło? W kulturze staropolskiej ciało kobiety było „ciałeczkiem”, „przyjemnymi dołeczkami”, „gładkością”. Włosy – „miękkuchne”, oczy – „lubieżne” i „figlarne”. Piersi były jak „jabłka”, „alabaster”, „słońca”, „bochenki chleba” i poświęcano im całe poematy. A przecież podlegała ona ograniczeniom ze strony chrześcijaństwa. Dzisiaj, w kulturze liberalno-pornograficznej nikt się tak kobiecym ciałem nie zachwyca!

Kultura staropolska, pomimo cenzury chrześcijaństwa, potrafiła stworzyć język rubaszny, ale w istocie dosyć przyjazny kobiecości i jej anatomii. Szczególnie w porównaniu z dzisiejszym słownictwem, pełnym
naleciałości z medycyny, ale także po prostu wulgarnym, wyrażającym pogardę i ogromny dystans do kobiet oraz kult falliczny.

Te zmiany można tłumaczyć wpływami kultury mieszczańskiej w końcu XIX i na początku XX wieku. Generalnie kultura Europy wobec cielesności kobiety przeszła znamienną i niekorzystną ewolucję. Potężny antyfeminizm nie tylko ograniczał się do walki z seksem i cielesnością, ale zaczął zwalczać także piękno ciała.

Począwszy od średniowiecza, w którym zohydzano piękną kobietę, utożsamiając ją z rozkładem śmierci. Wystarczy przeczytać Odona, prałata z Cluny, który pisał w X wieku: „Uroda cielesna nie wchodzi pod skórę. Gdyby mężczyźni wiedzieli, co jest pod skórą, widok kobiety wywoływałby u nich plwociny. Skoro nie chcemy dotknąć końcem palca plwociny lub łajna, jakże możemy pragnąć całować wór nawozu?”

Walka z ciałem osiągnęła apogeum w średniowieczu w XIII wieku, kiedy tysiące biczowników przemierzało Europę (były wśród nich kobiety). Renesans (w tym także nasza kultura staropolska) stał się chwilowym oddechem, a potem znowu kobiece ciało było nieustannie kontrolowane. Relacje między postawą wobec ciała a kulturą i jej następstwami najlepiej poznać, analizując postawę kobiety epoki wiktoriańskiej. To właśnie wtedy negatywna postawa wobec ciała i seksualności, tłumienie i wypieranie potrzeb seksualnych było przyczyną rozpowszechnionych wśród kobiet zaburzeń.

Korzystniej było być „czystą” i chorą niż „brudną” i zdrową?

Dokładnie tak. Ale cena, którą za to płaciły, była wysoka: zaburzenia histeryczne, jadłowstręt psychiczny i życie w ciągłych konfliktach zewnętrznych: seksualna ekspresja wobec seksualnej represji, aktywność wobec bierności, autonomia wobec zależności. Pamiętajmy, że w kulturze wiktoriańskiej unikano tematu seksu w rozmowach, wychowaniu, literaturze. Przykrywano nagość dzieł sztuki, ukrywano symbole seksualne na meblach. Ubraniami spłaszczano biust i ukrywano nogi. Lekarze badali kobiety przez ubranie. Taka obyczajowość była źródłem zaburzeń zdrowia psychicznego i seksualnego wielu kobiet.
XX wiek przyniósł wyzwolenie cielesności z tabu i ograniczeń. Ciało kobiece znowu staje się dostępne, jest przedmiotem fascynacji i natychmiast wpada w pułapkę przerysowania, czyli pornografii.

Która wcale nie pomaga wyjść kobiecie z roli „nieczystej”, a wręcz utwierdza ją w tym, że jest „dziwką”. Bo jakie określenie wchodzi do obiegu zamiast „nieczystej”?

„Dziwka” przeciwstawiona „porządnej kobiecie”. Obserwuję z zainteresowaniem niektóre historie współczesnych młodych celebrytek w kontekście tego, która jest „porządną”, a która „nieporządną” kobietą. Jedna z nich o charakterze bardzo romansowym wcale nie ukrywa się z tym, że sypia z różnymi mężczyznami. Jest wzorem dla wielu dziewcząt, jak się robi karierę – czy właściwym, rzecz dyskusyjna. Ale wśród mężczyzn ma opinię „dziwki”. Nie jest „porządna”. Wobec mężczyzny, który by robił to samo, czyli uwodził kobiety i sypiał z nimi, nikt nie zastosuje tego określenia. Nie ma mężczyzn „nieczystych” i „nieporządnych”.

Może są „babiarze” albo „tacy, którzy lubią towarzystwo kobiet”, ale przecież nie jest to nic pejoratywnego.

To nic innego jak podwójny standard stosowany wobec kobiet i mężczyzn, jeżeli chodzi o pojęcie „czystości” czy „bycia porządnym/ porządną”. Niestety, jest od dawna z powodzeniem podtrzymywany przez obie płcie. Przez mężczyzn z wygody – w takim układzie im więcej wolno, bo zawsze mogą zdyscyplinować kobietę, zarzucając jej bycie „nieporządną”. Dlaczego mężczyźni mieliby z tego zrezygnować? On ma wolność, a ona jest spętana oczekiwaniami.

No dobrze, ale sam Pan powiedział, że już dzisiaj nie chodzi o dziewice. Jak są więc dzisiaj te „porządne”, „czyste” kobiety? Kto się dostaje do tego ekskluzywnego klubu?

Kobiety, które nie miały za dużo partnerów. Wyobraźmy sobie, że 32 czy 34-letni singiel poznaje o kilka lat młodszą singielkę. Przyzna pani, on raczej nie wierzy, że ona jest dziewicą. Gdzie leży granica „porządna – nieporządna”?

No właśnie, gdzie jest ta granica?

Granicę mężczyźni liczą na palcach jednej ręki. Zdaniem wielu mężczyzn, „porządna” kobieta ma dwóch, może trzech partnerów. Pięciu – nie więcej. I dalej, w przekonaniu męskim, taka kobieta jest „porządna”, jeżeli tworzone przez nią związki były dłuższe, a nie takie krótkotrwałe. Związki dłuższe oznaczają – zdaniem mężczyzn – że kobieta jest zdolna do głębszego uczucia. Jeżeli na przykład powie mu, że miała czterech partnerów i były to związki kilkutygodniowe – to nie zaskarbi sobie męskiego uznania.

Dlaczego właściwie to jest wygodne dla mężczyzn?

Chcą mieć poczucie bezpieczeństwa pod hasłem: „moja partnerka nie jest łatwa”. Ale on może mieć przygody, bo – jak wiadomo – „mężczyzna musi się wyszumieć”. W tym mówieniu o męskim „wyszumieniu się” pokutuje stereotyp, że mężczyzna może odbyć w życiu seksualnym określoną liczbę stosunków, czyli przypisuje się seksowi siłę energetyczną. Wyszumiał się, w tym przypadku oznacza, że „wypaliła się” i „zużyła” pewna skończona część seks-energii.

Tymczasem nie ma czegoś takiego, a skądinąd wiadomo, że ustabilizowane i regularne współżycie seksualne rozwija jego zdolność i wydłuża trwanie. „Musi się wyszumieć w młodości” uważam za dość niebezpieczne przekonanie. To zgoda na to, że w przyszłości skrzywdzi wiele osób, będzie  miał wiele partnerek, wciąż je będzie zmieniał, porzucał. Nawet gdyby się wyszumiał w agencji towarzyskiej,  to prostytutki – co prawda – nie będą przez niego cierpieć,  ale z tego doświadczenia wyniesie „agencyjny model seksu”. Też niedobrze, bo wtedy będzie traktował potencjalne partnerki bardzo instrumentalnie. Pojęcie „wyszumienia za młodu” miało dawać kobiecie poczucie bezpieczeństwa: „on wcześniej wyszalał się z innymi kobietami, to ze mną na pewno chce stworzyć stały związek i nie zdradzi mnie. Przecież wystarczająco się wyszumiał”.

Ale takiej gwarancji mieć nie może.

Bo co to znaczy dla mężczyzny „wystarczająca liczba partnerek”? Tysiąc – pięć tysięcy? I jak to się ma do palców jednej ręki, o których mówiliśmy w przypadku kobiet. Czyli wiara w to, że wyszumiał się za młodu i teraz będzie grzecznie wychowywał gromadkę dzieci, jest złudna. Jeśli szumiał za młodu, to znaczy, że miał łatwość nawiązywania kontaktów erotycznych z kobietami. Czy zrezygnuje z tego? Co prawda znam takich, którzy zaciskają zęby i mówią: „nie, nie mógłbym jej tego zrobić”. Ale większość korzysta z nabytych umiejętności i prowadzi dalej atrakcyjne życie erotyczne.

Bywa także odwrotnie. On jest jej pierwszym partnerem. Kompletnie się nie wyszumiał…

…i jest pod naporem dużych sił interpersonalnych. Jego koledzy szumieli za młodu. Mężczyźni się chwalą swoimi podbojami. Oni nie chcą być „czyści” i „porządni”. Chcą być „nieczyści” i „nieporządni”. On tego słucha i może mieć poczucie: „coś jest ze mną nie tak”. Ze strony jego partnerki może dochodzić także inny czynnik: on może nie być dla niej tak atrakcyjny.

Bo ona woli tych mniej porządnych, „przybrudzonych”?

Bo była jego pierwszą kobietą i nie miała poczucia zwycięstwa w rywalizacji z innymi kobietami. Wtedy on, w jej oczach, może stracić wysoką pozycję. Wielu mężczyzn będących w takiej sytuacji, zdradza swoje partnerki, żeby sobie poprawić samoocenę i nie mieć kompleksu „jednej kobiety przez całe życie”.

Co? Zdrada na siłę?

Tak, niekiedy te ich zdrady są wymuszone, żałosne. A ponieważ nie mają obycia i doświadczenia z kobietami, może się to dramatycznie dla związku skończyć. Bo mężczyzna mający wiele partnerek, zna mniej lub bardziej kobiece sztuczki i strategie. Potrafi odróżnić, gdzie jest gra, udawanie, podchody. Nie da się łatwo okręcić wokół palca. A ten „niewyszumiany” jest bezbronny. Jeżeli żona jest jedyną jego partnerką i w jej oczach jest niedowartościowany, staje się niezwykle łatwą zdobyczą dla innej – nazwijmy ją „sprytną”  kobietą. Jak mężczyzna wejdzie w romans ze „sprytną”, może przeinterpretowywać jej zachowanie. To rodzi dramaty. On odchodzi od żony, robi rewolucję w życiu, chociaż nowy związek nie gwarantuje sukcesu i w rezultacie okazuje się totalnym rozczarowaniem, iluzją, a nie rajem.

Często jest też tak, że mężczyźni, chcąc wybadać poziom „czystości” i „porządności” swoich partnerek, gorączkowo rozpytują je o ich historie miłosne sprzed lat. Pan nigdy nie rekomendował takich zwierzeń.

Nie rekomendowałem i nie rekomenduję. Znajomość przeszłości wynika z potrzeby posiadania kobiety na własność, z męskiej ambicji, braku poczucia bezpieczeństwa w związku, niepewności w roli partnera i niepokoju, jak wypada się w porównaniu do eks-partnera.

Niekiedy przeszłość partnerki jest tak trudna do zniesienia, że wywołuje silną zazdrość, zwłaszcza, jeżeli więź seksualna między dwojgiem ludzi pozostawia wiele do życzenia. Nie namawiam więc kobiet do szczerych zwierzeń na temat własnej przeszłości seksualnej. Potrafią one być dla ich partnerów niezwykle stresujące. I natychmiast wchodzimy na grząski grunt zazdrości. Proszę sobie wyobrazić, że on słyszy: „Mój eks miał większego członka”! Albo że stosował wiele rozmaitych technik seksualnych, o których ten nie ma pojęcia. Co taki mężczyzna może sobie pomyśleć? Świadomość bycia gorszym od poprzednika wzbudza nie tylko trudną do zniesienia zazdrość, ale także obniżenie poczucia wartości, kompleksy, zahamowania seksualne. U niektórych dochodzi do tzw. kastracji psychicznej – ogromnego poczucia niższości i niepełnej wartości jako mężczyzny. Niektóre kobiety z premedytacją kastrują swoich partnerów. Uwaga! W takich przypadkach emocje mogą być tak silne, że nierzadko zazdrość powstała w ten sposób, może doprowadzić do prawdziwych dramatów.

Wtedy kiedy mężczyzna usłyszy liczbę większą od pięciu palców u ręki?

Dokładnie tak. Miałem pacjenta, człowieka sukcesu, który był trzecim mężem również kobiety sukcesu. Miłość od pierwszego wejrzenia. Wyznali sobie wszystko, również historie poprzednich związków. Kryzys przyszedł niespodziewanie, on przestał mieć ochotę na seks, powoli oddalali się od siebie. Jaka była tego przyczyna? On usłyszał liczbę jej byłych kochanków, a wynosiła ona 20. I w jego oczach zmienił się jej obraz. W dodatku, jak podkreślił, większość z tych facetów spotykał na spotkaniach towarzyskich. „Jej męski harem” – tak to określił, mimo że rozmawiało mu się z nimi bardzo sympatycznie. Poza tym, o kilku z nich wiedział, że są w seksie bardzo perwersyjni. Doszedł do wniosku, że żona jest z nim z rozsądku, a nie z miłości i przestał wierzyć w to, co mówiła – że jest najbardziej pomysłowym i atrakcyjnym kochankiem, jakiego miała. Poczuł, że dusi się w sypialni, bo prawdziwy tam tłok. Para rozwiodła się właśnie z powodu zwierzeń na temat swoich eks.

Pojęcie „nieczystości” odnosi się do tej pory wciąż jeszcze dosłownie do fizjologii. Mamy ciągle tabu miesiączki, jako zjawiska, którym można kobiety zawstydzić.

Zgadza się. Mimo upływu lat, ten stygmat nieczystości wciąż ma się dobrze. W przeszłości w religiach monoteistycznych, takich jak judaizm i chrześcijaństwo, kobiety miesiączkujące i w połogu nie mogły wstępować do świątyń. Kobieta miesiączkująca była nieczysta. Mało, że nieczysta, wręcz trująca. Jej miesiączka przyczyniała się do nieszczęść dokoła. Dlatego trudno się dziwić, że w takiej atmosferze wciąż żyją kobiety uważające swoją pochwę za „miejsce nieczyste”.

W XXI wieku?

Tak. I wcale mnie to nie dziwi zważywszy na często pruderyjne wychowanie i wciąż bardzo często kompletny brak zainteresowania rozwojem swojego potencjału seksualnego. Bywają kobiety, dla których pochwa jest kłopotliwa, wiąże się właśnie z nieczystością, krwią, upławami. Takie kobiety, według mnie, należą do grupy „krew, miesiączka”. Trudno nie być zaskoczonym, że myślą o sobie wciąż jako o kimś, kto nie jest czysty. Ale dobra wiadomość jest taka, że z grupy takich kobiet można przejść na stanowisko „lubię swoją pochwę”. Często dzieje się tak, bo kobieta tworzy satysfakcjonujący związek.

Mężczyzna mówi kobiecie, że jest piękna, jest w niej zakochany. „Oglądałbym cię całą od stóp do głów”. Udany seks oralny też jest stuprocentową formą akceptacji. A z badań wynika, że coraz więcej mężczyzn lubi i uprawia ten rodzaj seksu, co definitywnie udowadnia, że lubią pochwy swoich partnerek i nie uważają ich za „nieczyste”. Zwłaszcza kobiety mające kilku partnerów zwykle są dobrze nastawione do swoich wagin, bo mężczyźni je dowartościowali i zmienili ich nastawienie. Feedback „to piękne, wspaniałe, podniecające” daje kobiecie dużą motywację do zmiany nastawienia. Dzięki drugiej osobie jest to stosunkowo łatwe.

Pamiętajmy, że kobieta, odwrotnie niż mężczyzna (który może swój członek obejrzeć ze wszystkich stron), nie widzi swojej pochwy. Dlatego jest to w pewien sposób tajemnicza część ciała, niedostępna. Dlatego jeżeli kobieta ma ochotę – niech ją ogląda. W lusterku. Ale nic na siłę. Nie mamy wzorców kulturowej piękności narządów płciowych.

Ale wiem, że w gabinecie ma pan specjalny album.

Tak. Są w nich zdjęcia ponad setek typów wagin – o kompletnie różnych wargach sromowych, wejściach do pochwy, przedsionkach. Uważam, że taki album to lektura niezbędna dla kobiet i mężczyzn. Bo nagle może się okazać, że „ta brzydka część ciała” wcale nie jest brzydka, tylko normalna, a często piękna i wyjątkowa. Przekonanie, że ta część ciała nie jest atrakcyjna, może rzutować na sztukę miłosną. Wiadomo, że mężczyźni zawsze będą chcieli pochwę obejrzeć, a kobiety mające do niej ambiwalentny stosunek, będą się upierały, że im jej nie pokażą. To błąd, bo wielu w mężczyznom i kobietom odpowiada seks oralny.

Wracając do podwójnego standardu w myśleniu o „czystości” i „nieczystości” kobiet, myśli Pan, że on kiedyś całkiem zniknie?

Nie mam za dobrych wiadomości. Mimo, że jak niektórzy uważają nasz kraj się laicyzuje, ta forma społecznej kontroli będzie się jeszcze długo miała dobrze. Zbyt duże są z niego korzyści. Osobiście uważam, że podwójny standard nie powinien mieć miejsca, bo jesteśmy równi. Odpowiedzialność, zasady, normy –  nie są zależne od płci. Nielojalność jest nielojalnością. Czy jest ważne, że zdradza kobieta czy mężczyzna?

Pamiętam, że w grupie moich znajomych owdowiała pewna piękna seksowna kobieta. Wcześniej z mężem była zapraszana na wszystkie przyjęcia i posiadówki. Po jego śmierci, poprzez swoją seksowność i zmysłowość stała się zagrożeniem dla swoich przyjaciółek. Drzwi się przed nią zamykały. Stała się w jakiś sposób nieczysta.

Dziękuję za rozmowę.

ZBIGNIEW LEW-STAROWICZ – prof. dr hab. med., psychiatra, seksuolog, psychoterapeuta, konsultant krajowy z zakresu seksuologii. Autor i współautor kilkuset publikacji z zakresu seksuologii (m.in. książki „Seks partnerski”, „Seks dojrzały”, „Seks nietypowy”, „Encyklopedia erotyki”, „Edukacja seksualna”, „On i ona o seksie” itd.) i psychiatrii oraz kilku tysięcy artykułów popularnonaukowych. Kierownik Zakładu Seksuologii Medycznej i Psychoterapii Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Szpitalu im. Orłowskiego w Warszawie. Od 1994 roku pełni funkcję konsultanta krajowego z zakresu seksuologii. Kierownik naukowy i wykładowca na kursach specjalizacyjnych dla lekarzy z seksuologii i psychiatrii w Centrum Medycznym Kształcenia Podyplomowego. Prezes Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego oraz Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej. Członek Europejskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej.

Spodobał Ci się ten temat? Posłuchaj podcastu i kolejnej rozmowy Krystyny Romanowskiej z prof. Zbigniewem Lwem Starowiczem.

Kup magazyn w wersji papierowej!

Udostępnij: