Przejdź do treści

NNO. Po stronie odpowiedzialności.

Komentujemy świat. Chcemy go zmieniać na lepszy.

Poznaj nas
Odpowiedzialne firmy – być albo nie być dla klimatu? Odpowiedzialne firmy – być albo nie być dla klimatu? Markus Spiske / Unsplash
Eco-Społeczeństwo

Odpowiedzialne firmy – być albo nie być dla klimatu?


14 lutego, 2022

Biznes, zmieniając swe modele biznesowe w kierunku neutralności klimatycznej, ma olbrzymią odpowiedzialność za powodzenie zielonej transformacji. Jeśli ograniczać się będą wyłącznie do rozwiązań technicznych, zapominając o społecznym aspekcie swojego funkcjonowania, narażają się nie tylko na ryzyka reputacyjne. Brak holistycznego spojrzenia może stać się pożywką dla wszystkich kwestionujących potrzebę ambitnej, przyjaznej dla ludzi i środowiska polityki klimatycznej.

W ostatnich tygodniach nie brakowało doniesień o nowych obliczach działań, które kładą się cieniem na przywiązaniu niektórych przedsiębiorstw do idei i praktyki zrównoważonego rozwoju. Nie chodzi już nawet o tradycyjnie pojmowany greenwashing, w którym trudno znaleźć związek między klimatycznymi deklaracjami a rzeczywistymi działaniami.

Nawet i na tym froncie, jak donosi brytyjski dziennik „The Guardian”, wciąż pozostaje wiele do zrobienia. Dalekosiężnym deklaracjom wielkich koncernów, jak czytamy w badaniu NewClimate Institute, zbyt rzadko towarzyszą konkretne zobowiązania krótkoterminowe. Tam, gdzie się pojawiają, okazują się być często poniżej pożądanego poziomu ograniczenia emisji gazów cieplarnianych o 45-50% do roku 2030, niezbędnego do ograniczenia wzrostu średniej, globalnej temperatury do poziomu 1,5 stopnia Celsjusza w porównaniu do okresu sprzed rewolucji przemysłowej.

Potknięcia czy błędy systemowe?

Na polskim podwórku obserwujemy jednak również problemy i wyzwania etapu przejścia do zielonej gospodarki, które wpisują się w inny, niepokojący i potencjalnie wręcz niebezpieczny globalny trend – firm deklarujących lub praktycznie realizujących ideę troski o środowisko, dla których wyzwaniem okazać się mogą kwestie, związane z prawami człowieka oraz sprawiedliwym charakterem czekającej nas transformacji.

Media informowały nas zatem o fabryce autobusów (jednego z ważniejszych, namacalnych symboli zielonej transformacji), w której pracownicy walczą o podwyżki płac za pomocą strajku generalnego. Pojawiły się informacje o zgonach w zakładach pracy, których właściciele obiecują zarówno równowagę między życiem zawodowym a prywatnym, jak i dążenie do neutralności klimatycznej, a także o zwolnieniach pracowników zaangażowanych w działalność związkową – realizujących jedno z podstawowych praw, zapisanych w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka.

Do wyliczanki tej można by dodać kolejne elementy, takie jak udział jednej z firm budowlanych w budowie przecinającego Puszczę Białowieska płotu czy pomysły na stawianie farmy paneli fotowoltaicznych na Polanie Białowieskiej, będącej ważną przestrzenią dla lokalnej fauny i flory. Przykładów tego typu robi się zbyt dużo, by je zlekceważyć.

W powyższym wyliczeniu nie chodzi o wskazywanie winnych firm palcem – zadanie to dostatecznie dobrze (i słusznie) realizują już aktywiści społeczni i ekologiczni – ani o ferowaniu wyroków w nierzadko dalekich od czarno-białych sprawach. Poza jednostkowymi przypadkami kluczowe staje się zauważenie i nazwanie ryzyka, jakim może być powierzchowne wdrażanie polityk klimatycznych (w bardziej optymistycznym scenariuszu – całościowej polityki ochrony środowiska) w oderwaniu od szerokiego spojrzenia na prawa człowieka i zrównoważony rozwój.

Potencjalne negatywne skutki takiego stanu rzeczy mogą mieć negatywne skutki na dwóch najważniejszych poziomach – pojedynczego przedsiębiorstwa oraz szerszego otoczenia biznesowego.

Puszcza Białowieska, fot. Artur Nowak-Gocławski

Kim jest „zwykła Kowalska”?

Ten pierwszy wydaje się dość oczywisty, ale i tak warto o nim przypomnieć. Firmy muszą mierzyć się zarówno z rosnącymi oczekiwaniami konsumenckimi, jak i dysponującymi niemałą wiedzą o stanie środowiska ekspertami czy aktywistkami. Dla osoby próbującej wcielać w życie zasady zero waste zapewnienie, że butelka napoju pochodzi z recyklingu, może być niewystarczającą odpowiedzią na wyzwanie, takie jak zanieczyszczenie środowiska mikroplastikiem czy fakt, iż do wytworzenia rzeczonej butelki potrzebujemy paliw kopalnych. Sieci restauracji zwróci się uwagę nie tylko na (wymaganą zresztą prawem) segregację odpadów, ale na typ diety, którą promuje i związany z nią ślad węglowy.

Dla niektórych firm atrakcyjną taktyką obronną może wydawać się zestawienie takich eksperckich czy aktywistycznych głosów z „realiami rynku”, a więc potrzebami „zwykłego człowieka”. Najczęściej argument ten nie pojawi się przy okazji dyskusji o kosztach życia (co mogłoby skierować na niewygodne rejony oczekiwań płacowych), ale o bardziej ambitnych działaniach, mających wpływać na uważane za trudne do zmiany nawyki konsumenckie.

Tymczasem warto zerknąć do zrealizowanych na zlecenie IKEA przez Earthscan badań z roku 2018 by zauważyć, że w globalnym ujęciu polscy konsumenci nie wyróżniają się negatywnie na tle nawet bardziej zamożnych (a tym samym uważanych, nie zawsze słusznie, za „bardziej ekologiczne”) społeczeństw. To, co nas wyróżnia, to jeden z największych w skali globu odsetek osób, uważających się za pozbawione poczucia sprawczości w obliczu wyzwań środowiskowych, których mają świadomość. To wyzwanie to równocześnie olbrzymia szansa dla klimatycznych liderów, gotowych zaoferować bardziej przyjazne dla środowiska towary i usługi.

Pójście tą drogą – poza potencjalnymi korzyściami – wiąże się rzecz jasna z potrzebą większej przejrzystości i dostosowania działań komunikacyjnych do skali realizowanych działań.

Chcąc zabrać we wspólną podróż konsumentów należy dawać im nie tylko narzędzia, umożliwiające im dokonywanie lepszych wyborów, ale również pokazywanie, że zielona transformacja to proces ciągłego doskonalenia się w miejsce pojedynczych zrywów. Deklarowanie bycie „eko-pozytywnym biznesem” z powodu wyłączania w biurze świateł na noc to już za mało.

Planeta – tak, społeczeństwo – nie?

Kolejnym wyzwaniem, w którym polityka firmy oceniania jest w kontekście szerszej debaty społecznej, związane jest z pojęciem sprawiedliwej transformacji. O jej potrzebie słyszmy nie tylko ze strony aktywistów klimatycznych, ale również sekretarza generalnego ONZ, Antonio Guterresa. Nie jest przypadkiem, że w najnowszym rankingu największych ryzyk dla światowej równowagi – opracowanego przez Światowe Forum Ekonomiczne „Global Risks Report 2022” – kwestie erozji spójności społecznej pojawiają się w ścisłej czołówce obok fiaska polityk klimatycznych, gwałtownych zjawisk pogodowych czy utraty różnorodności biologicznej.

Ryzyka na styku polityki środowiskowej i społecznej mogą mieć dwojaki charakter i wiązać się zarówno z realizowaniem działań klimatycznych, jak i próbą ich odwleczenia w czasie. W obu scenariuszach postawa firm może mieć wpływ na dominujące nastroje społeczne wobec zielonej transformacji.

W obu wypadkach do napięć dochodzić będzie wówczas, gdy projekt neutralności klimatycznej spychany będzie do narożnika elitarnych, oderwanych od codziennego doświadczenia praktyk życiowych.

Jeśli normą stanie się komunikowanie przez firmy „ekologicznego nawrócenia”, któremu towarzyszyć będzie brak postępów w dziedzinie warunków pracy i płacy, możliwości zrzeszania się czy udziału pracowników w procesach decyzyjnych droga do stawiania w kontrze do siebie kwestii społecznych i środowiskowych stanie otworem.

To tym bardziej realne zagrożenie, że już dziś przedstawiciele starej, kopalnej gospodarki stosują działania, takie jak nieproporcjonalne (jak zwracają uwagę znające się na rzeczy osoby oraz instytucje) obwinianie za wzrost cen nośników energii polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Jednocześnie, mimo wieloletnich starań środowisk aktywistycznych, tematyka łączenia działań środowiskowych ze społecznymi, np. w formie walki z ubóstwem energetycznym czy wykluczeniem transportowym, potrafi być traktowana po macoszemu – niezależnie od tego, czy mówimy o poziomie polityk publicznych, czy też oferty rynkowej.

Wciąż żywotną wymówką przed zainteresowaniem się zmianą spojrzenia na własny model biznesowy, które w lepszy sposób uwzględniłoby społeczne i środowiskowe aspekty funkcjonowania firm, pozostaje również przekonanie, jakoby polityka klimatyczna UE stanowiła wyjątek w skali globalnej. W opowieści tej najczęściej pojawiają się przykłady krajów takich jak Chiny – mające rzecz jasna oparcie w rzeczywistych problemach, takich jak uzależnienie od węgla, przyjmujące jednak statyczne, niemal stereotypowe spojrzenie na realizowaną poza Europą politykę. W wypadku Pekinu ignorujące np. chociażby odwrót od finansowania elektrowni węglowych poza swoimi granicami, wzrost zainstalowanych mocy w energetyce wiatrowej czy deklarację neutralności klimatycznej do roku 2060.

Mali i duzi – wszyscy w jednej łódce?

I tu przechodzimy do kolejnego zagrożenia, jakim jest opóźnianie działań klimatycznych. Może mieć ono szczególnie groźny charakter, gdy dojdzie do sytuacji, w której transformować się będą przede wszystkim duże, globalne korporacje, które nie wezmą w tę podróż swojego łańcucha dostaw.

W skrajnym przypadku mogłoby dojść do sytuacji, w której polityka klimatyczna tworzy rosnącą przepaść między lokalnym małym i średnim biznesem (doświadczającym kosztów transformacji energetycznej, nie korzystającym zaś z jej korzyści) a wielkimi firmami. Przepaść, która w wielu miejscach świata wpisuje się w napięcia społeczne wokół globalizacji i związanego z nią podziału kosztów i korzyści.

Czy taki podział jest realnym zagrożeniem? Patrząc się na raport EFL „Zielona energia w MŚP” z roku 2020 nie da się go wykluczyć. Największa grupa ankietowanych na jego potrzeby firm – 38% – trafiła do worka „EKOsceptyków” działających na rzecz środowiska wtedy, gdy wymagają od nich tego przepisy. Nawet jeśli dostrzegają potencjalne korzyści finansowe z takich działań nie decydują się na ich realizację. Kolejna pod względem wielkości grupa (26%) to „EKOodporni”, którym na jakiekolwiek działania tego typu szkoda czasu i pieniędzy.

Trudno uznać zatem, by wspomniane przed chwilą ryzyko miało być wydumane. Spowolnienie gospodarcze, inflacja czy wysokie ceny energii stanowić mogą czynniki, skłaniające do próby powrotu do „biznesu takiego jak zwykle”. Modelu, w którym odpowiedzialność społeczna i środowiskowa traktowana jest bardziej jako fanaberia niż źródło przewag konkurencyjnych, a próba narzucenia zmian w modelu działania – niezależnie, czy realizowana przez Unię Europejską czy korporacje – spotykać się będzie z daleko posuniętym oporem.

Kroczyć w dobrą stronę

Co w takiej sytuacji mogą zrobić odpowiedzialne firmy? Z pewnością nie zbawią świata w pojedynkę – nikt też tego od nich nie oczekuje. Koniec końców potrzebować będziemy sprawnych instytucji publicznych, koordynujących proces zielonej transformacji, jak również przemyślanych polityk publicznych i związanych z nimi regulacji, wyrównujących pole gry rynkowej i prowadzących do internalizacji społecznych i środowiskowych kosztów zewnętrznych w rachunku ekonomicznym.

Nie oznacza to jednak, że z firm zdjąć można zupełnie odpowiedzialność za stan świata. Odsuwając na chwilę na bok kwestie „aktywizmu korporacyjnego” nie da się ukryć, że działalność gospodarcza wywiera wpływ na ludzi i środowisko. Jak nigdy potrzebujemy zatem przejrzystej komunikacji, opartych na danych działaniach i otwartości na zewnętrzną (konstruktywną) krytykę.

Markus Spiske / Pexels

Gdy któregoś z tych czynników brakuje, wówczas kończy się jak z lądową energetyką wiatrową. Nie zawsze pamięta się na przykład, że niesławna, ograniczająca jej rozwój w Polsce „zasada 10H” wprowadzona została w życie po tym, gdy mieliśmy do czynienia z kilkuset protestami rocznie w związku z nietransparentnym procesem inwestycyjnym. Mając w tyle głowy ryzyka, związane z pogłębianiem się kryzysu klimatycznego, na tego typu błędy zwyczajnie nas już nie stać.

Współpraca biznesowa w łańcuchu wartości musi bardziej niż kiedykolwiek być nakierowana na wspieranie lokalnych biznesów i społeczności – zarówno merytorycznie, organizacyjnie, jak i finansowo. Odpowiedzialność ta stanowi niejako koszt uboczny pozbywania się bezpośredniej kontroli nad poszczególnymi elementami produkcji czy funkcjonowania firmy, realizowanymi pod hasłami outsourcingu czy offshoringu. Dziś wraca ona niczym bumerang w postaci trudności w mierzeniu emisji z Zakresu 3 czy pojawiających się od czasu do czasu doniesień mediów o tych czy innych niezgodnych z prawem praktykach dostawców.

Na ratunek ruszyć tu mogą różnego rodzaju sieci współpracy, wspierające transformację biznesu w stronę zrównoważonego rozwoju. Ciała, takie jak UN Science-Policy-Business Forum tworzą przestrzenie dialogu międzysektorowego, umożliwiającego przekładanie naukowego konsensusu w kwestiach klimatycznych na konkretne działania biznesowe. Inicjatywy, takie jak We Mean Business Coalition, umożliwiają nie tylko składanie szeroko zakrojonych deklaracji, ale również wymianę wiedzy i dobrych praktyk.

Podobnymi zamierzeniami kieruje się inicjatywa Climate Leadership, realizowana przez Centrum UNEP/GRID-Warszawa, łącząca przeszło 100-osobową społeczność ekspercką z firmami, chcącymi wejść na drogę do neutralności klimatycznej. Włączanie wątków sprawiedliwej transformacji do refleksji biznesowej pojawiało się w nim chociażby w publikacjach podsumowujących dotychczasowe edycje programu, w których – z różnych perspektyw – pisali o niej m.in. Robert Sroka, dyrektor ds. Odpowiedzialnego Inwestowania na Europę Środkową w Abris Capital Partners, oraz Magdalena Bartecka, Kierowniczka Programu Sprawiedliwej Transformacji w Polskiej Zielonej Sieci.

Patrząc w przyszłość

Na rynku idei pojawia się dziś coraz więcej pomysłów na to, jak w praktyce wyglądać może zielona, sprawiedliwa transformacja. Jednym z niedawnych, rodzimych przykładów, może być raport CoopTech Hub „Spółdzielcza transformacja”, oferujący wizję wspierania tworzenia wysokiej jakości miejsc pracy dla odchodzących od węgla regionów kraju.

Firmy eksperymentują  z czterodniowym tygodniem pracy pod kątem poprawy równowagi między czasem wolnym a pracą. Trwa refleksja nad tym, w jaki sposób działania kompensacyjne – odbudowę ekosystemów umożliwiającą zwiększone pochłanianie dwutlenku węgla – realizować tak, by nie była dla firm wymówką dla odkładania ambitnych działań na rzecz redukcji emisji. Za rogiem toczą się już kolejne, ożywione dyskusje – jak choćby o tym, czy możliwy jest nieskończony wzrost na planecie o ograniczonej ilości zasobów i czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie „post-wzrostowe” modele biznesowe.

Czy tak zarysowany horyzont zdarzeń, z którymi mierzyć się muszą współcześni menedżerzy, jest bardziej skomplikowany niż gdy wystarczy myśleć o maksymalizacji zysku, bez uwzględniania kwestii społecznych i środowiskowych? Z całą pewnością. Czy można odkładać tego typu zmianę modelu biznesowego? Pewnie tak – tyle że, podobnie jak w wypadku odkładania działań na rzecz walki z kryzysem klimatycznym, skutki takich decyzji mogą negatywnie nas zaskoczyć. Koniec końców znajdą swoje odzwierciedlenie nawet w wynikach finansowych.

Udostępnij:

Dołącz do naszej społeczności

Zarejestruj się bezpłatnie, otrzymasz dostęp do wykładów, najnowszych artykułów, wywiadów i podcastów.

Dowiedz się więcej