Jest spora grupa osób w biznesie, polityce i show-biznesie, które pomaganie lub czynienie dobra uczyniły elementem PR -u, kształtowania wizerunku, walki o władzę, uwagę, akceptację czy szacunek. Czy to źle, czy dobrze?
Wyobraźmy sobie wielką planszę z portretowymi fotografiami stu osób. Aż 99 z nich się uśmiecha, tylko 1 osoba pozostaje na zdjęciu wyraźnie zdenerwowana, zirytowana, wręcz nieprzyjemna. Czy wiedzą Państwo, kogo nasze oczy natychmiast wychwycą? Bez względu na to, kim jesteśmy, jakie mamy cechy
charakteru, czym się w życiu kierujemy.
Niemal każdy obserwator, mimo ewidentnej przewagi pozytywnych twarzy i emocji, od razu zauważy przede wszystkim negatywne. A dlaczego? To już atawizm. Kwestia bezpieczeństwa, symboliczny sygnał do ucieczki. Sygnał, że jesteśmy być może zagrożeni. Potencjalnie bowiem właśnie ta osoba, która przejawia wyraźnie negatywne emocje, może być dla nas zagrożeniem. I na nią musimy być szczególnie wyczuleni.
Pamiętam jak na zajęciach z psychologii na nas wszystkich badania te zrobiły duże wrażenie. Na zdrowy rozum wydaje się to j niepojęte. Bo jak to? Na 99 pozytywnych i uśmiechniętych twarzy tylko 1 „negatywna”. I to właśnie ona wygra naszą uwagę? Oto wszechmocna fizjologia, biologia, atawizm, jakkolwiek to ujmiemy w definicję. Za tym jednak idą dalsze, poważniejsze pytania. Czy to oznacza, że dobro przegrywa? Że pozytywne emocje są spychane przez negatywne?
Towar chodliwy
Dobro się zdewaluowało. Prawda czy fałsz? W pewnych środowiskach czy przestrzeniach, jak choćby media społecznościowe, można odnieść takie wrażenie. Jak wiemy, dobro zostaje często wyparte przez zło, ale przecież o tym było już w Biblii. Tak dzieje się od zarania, to naprawdę nie jest nowe zjawisko, choć starsze pokolenia – od setek lat powtarza się ten scenariusz i te dialogi – utyskują na młodsze generacje oraz na współczesne czasy. Także w kontekście dobra i zła. „Dawniej dobro miało sens, znaczenie, wartość”. „Dziś dobro straciło swoją moc, wymiar, potęgę”. Takie głosy to obecnie norma. Tyle że tak dzieje się od zawsze. Nadal wielu z nas jednak wierzy w to, że – jak śpiewał Czesław Niemen – „ludzi dobrej woli jest więcej”.
Dobro jest towarem, niezwykle chodliwym, którym można nie tylko zdobyć wyborców, lecz nawet władzę. Ludzie, którzy dokonali szlachetnych gestów lub zorganizowali piękne akcje, wpisują się w pamięć społeczeństwa czy określonej grupy, zyskując wdzięczność odbiorców lub wyborców. Artyści i celebryci angażują się w różne charytatywne działania także po to, aby mieć tzw. fejm i szacunek.
Nie wszyscy! Aktorki, które jeżdżą na „zieloną granicę”, zobrazowaną we wstrząsający sposób w filmie Agnieszki Holland, często robiły to po kryjomu. Nagłaśniały problem, nie samo pomaganie. Natomiast jest spora grupa osób w polityce, w biznesie i show-biznesie, które pomaganie lub czynienie dobra uczyniły elementem PR-u, kształtowania wizerunku, walki o władzę, uwagę, akceptację czy szacunek. Gra warta świeczki!
Relacja z pomagania
Kilka lat temu poprosiłam bardzo znanego i szanowanego polskiego sportowca, z osiągnięciami międzynarodowymi, który ma poukładane życie rodzinne i wielkie sukcesy na koncie, o pomoc. Wcześniej poznaliśmy się przy okazji wywiadu dla jednego z luksusowych miesięczników dla kobiet. Rozmowa
wyszła fantastycznie, autoryzacja odbyła się bez żadnych problemów, zachowałam ciepłe wspomnienie tej współpracy. Bohater wywiadu opowiadał m.in. o tym, że chętnie udziela się dobroczynnie, pomaga, wspiera, w dobry sposób wykorzystując swoją sławę. Po jakimś czasie zgłosiła się do mnie czytelniczka: jej mąż, który walczył ze śmiertelną chorobą, miał wielkie marzenie. Chciał się spotkać z tym sportowcem. Poprosiła mnie o pomoc w skontaktowaniu ich ze sobą. Być może to spotkanie zaowocuje tym, że mężczyzna zyska więcej siły do walki z chorobą, nową energię do życia, co wpłynie na proces leczenia i na jego relacje z rodziną. Bez wahania napisałam do sportowca. Zgodził się, aby takie spotkanie z chorym mężczyzną zorganizować. Poprosił, aby daty i lokalizację ustalić z asystentką. Super, nie czekałam ani chwili. Zadzwoniłam.
Asystentka niemal od razu zapytała mnie, gdzie znajdzie się relacja ze spotkania sportowca z chorym mężczyzną. Zamilkłam na chwilę. Zaraz, zaraz…. Czyli to ma być spektakl medialny, w którym pokażemy, że sportowiec ma wielkie serce i wspiera chorego fana w walce o życie? Odpowiedziałam asystentce zgodnie z prawdą, że teraz nie ma planów publikacji materiałów z tego spotkania i chyba nie o to tutaj chodzi. Asystentka wydawała się rozczarowana. Zapewniła, że zdzwonimy się niedługo. Nie odezwała się więcej. Sportowiec również. A mnie jest cały czas przykro, że do tego spotkania nie doszło. Nie wiem, jak się czuje ten mężczyzna. Wierzę, że udało mu się wygrać walkę z chorobą.