W drugiej część rozmowy m. in. o wrażliwych grupach narażonych na dezinformację, o tym jak rozpoznać fake newsa i czy fake newsy to biznes.
Tę część rozmowy zacznijmy od krótkiego przypomnienia, ale też próby dekonstrukcji – jak rozpoznać fake newsa?
Po emocjonalnym języku, wstrząsających, bulwersujących treściach, braku podanych źródeł. Na pewno brak autora czy informacji o redakcji wskazuje na fejka. Wtedy powinniśmy zachować czujność. Warto zastanowić się nad tym, czy w danym tekście nie ma błędów ortograficznych lub językowych, w tym składni języków obcych. Np. w przypadku informacji dotyczących pandemii COVID-19 bardzo często dochodzi do wrzucania do internetu pospiesznie przetłumaczonych postów wg zasady kopiuj-wklej. Warto też sprawdzić czy tekst sam sobie nie zaprzecza. Często mamy do czynienia z tytułem i leadem, które sugerują coś, co w tekście jest przedstawione na odwrót. Wtedy ewidentnie chodzi o tzw. clickbaity. W przypadku podejrzanych zdjęć możemy kliknąć prawym przyciskiem myszy na zdjęcie i wyszukać podobne w sieci. Może się zdarzyć, że jakaś fotografia została użyta np. 10 lat temu. Nie mówiąc o tym, że informację należy sprawdzać zawsze w wielu źródłach.
Można dla zabawy wrzucić na Facebooka albo Twittera jakiś nonsens i mieć w tym fun. Jednak wydaje mi się, że często rzecz jest bardziej zaawansowana i stoi za tym programowe działanie ludzi, którzy mają tu interes. Czy fake news jest biznesem?
Na Facebooku czy innych kanałach działa cała masa ludzi, którzy tworzą relacje na żywo. To ostatnio stało się modne. Część z nich prezentuje w tych relacjach rzekomy opór związany z nienoszeniem maseczek. Wykłócają się z ludźmi przy kasach w sklepie, z policjantami, na salach sądowych. Live’y ogląda średnio 5-6 tys. ludzi. Ci pseudoniezadowoleni wymyślają prawne podstawy do kwestionowania noszenia maseczek, a przecież sprawa jest jasna – musimy nosić maseczki. Potem te osoby kreują się na męczenników. Twierdzą, że są represjonowane przez system i przekonują innych, że robię za nich dobrą robotę. Zakładają zbiórki na FB na dalszą działalność. Ludzie wpłacają pieniądze. Widziałem przypadek, gdy taka osoba w 3 dni zebrała 30 tys. złotych. Więc, to jest biznes. Na pewno można też mówić o dużej ilości portali internetowych, których popularność wyrosła na tym, że mamy teraz niespokojny czas. Te portale zarabiają na reklamach. Czyli, zamieszczając kontrowersyjne, nieprawdziwe treści liczą na kliknięcia. Podejrzewam, że taki biznes może zarobić miesięcznie kilka tysięcy złotych z reklam, bez większych starań ze swej strony. I wreszcie można intencyjnie stworzyć komercyjnego fake newsa.
Np. w 2017 roku mogliśmy oglądać wzruszający filmik na Youtubie, nagrany przez dziewczynę, która poznała chłopaka w Nowym Orleanie i utraciła z nim kontakt. Apelowała do ludzi, aby pomogli go odnaleźć. Rzekomo miał na imię Wojtek i był z Warszawy. Film obejrzało 2 mln osób. Później do fake newsa „Polish boy wanted” przyznała się firma odzieżowa. Przepraszała, że użyła manipulacji do sprzedaży ubrań. Wydaje mi się, że producentów takich filmików i kampanii nie trzeba szukać w szarej strefie. Nikt tu nie ma etycznych wątpliwości. Jest zlecenie, powstaje produkt.
Popularny fake news dotyczący COVID-19 dotrze do 2 mln. osób. Przeczyta go co czwarta. Weryfikację po czasie odczyta ułamek procenta ludzi, którzy zapoznali się z fałszywą informacją. Dlatego potrzebujemy systemowych rozwiązań.
W pierwszej części naszej rozmowy wspomniał pan o tym, że fake newsa można kolportować w sposób nieświadomy. To nasunęło mi myśl, że jest to cecha immanentna fejków. Jest to na tyle gorący temat, że nie obcuję z nim tylko po to, aby go przeczytać i zastanowić się, rozstrzygnąć czy to prawda czy nie. Fake news prowokuje, aby dalej go rozsyłać. Kto jest najbardziej narażony na działanie fejków?
Nie dysponujemy wynikami badań w tym zakresie, ale wydaje mi się, że najbardziej podatne na fake newsy są osoby, które właśnie wychodzą z wykluczenia cyfrowego i te, które są emocjonalnie nastawione do świata. Przyznają się otwarcie do sympatii politycznych i bronią ich w sposób rozemocjonowany. Z obiema grupami związane jest zjawisko baniek informacyjnych, grup zamkniętych na Facebooku. Struktura i działanie grupy powoduje, że człowiek staje się bardziej narażony na bezkrytyczne przyjmowanie informacji i rozprzestrzenianie jej. Prawda jest też taka, że sam mechanizm mediów społecznościowych i algorytmów Google’a dobiera nam treści i skazuje na jednostronność. Algorytm uczy się od swojego użytkownika. Czyli, dana osoba widzi te treści, które w jakimś sensie chce zobaczyć.
Powinniśmy wymóc zmianę algorytmów? Ale co z targetowaniem reklam? Biznes się tego nie pozbawi.
Tutaj musi być wola współpracy i szczera chęć autentycznej zmiany ze strony dużych konsorcjów reklamowych, aby wypracować rozwiązanie, które pomoże walczyć z dezinformacją. Podchodząc jednak optymistycznie do tej kwestii, nie jestem w stanie uwierzyć, że coś się zmieni w najbliższym czasie.
Kto powinien zająć się rozwojem społeczeństwa cyfrowego w taki sposób, aby ubezpieczyć nas przed wpływem fake newsów?
Rządy wielu państw próbują uregulować kwestię fejków, ale skoro mamy problem z definicją fake newsów, stworzenie reguł prawnych może być dużym wyzwaniem. Pamiętamy sytuację, gdy Twitter zablokował konto Donalda Trumpa w trakcie ataku na waszyngtoński Kapitol. To była sytuacja bez precedensu i bardzo poważna, ale później zrodziła szereg pytań o to, na ile korporacja medialna czy właściciel serwisu społecznościowego może sobie pozwolić na taką ingerencję? Czy zdecyduje się na blokowanie treści, bo ktoś sobie tego zażyczy albo go przekupi? W każdym razie jakieś rozwiązanie instytucjonalne musimy stworzyć, chociażby na poziomie Unii Europejskiej. Potrzebna jest procedura, aby w przyszłości odpowiednio reagować na tego typu sytuacje.
Porozmawiajmy jeszcze o przyszłość fake newsów. Zwrócił pan już uwagę na deepfake’i. Czy możliwości tworzenia deepfake’ów będą się demokratyzować, jak każda technologia? Co wtedy?
Sam zadaję sobie to pytanie. Mechanizm deepfake’ów daje do zastanowienia. Wytwarzają wielką niepewność informacyjną, bo dają złudzenie, że na wideo mamy do czynienia z autentycznym człowiekiem, a nie cyfrowym sobowtórem. Z drugiej strony noworoczne przemówienie prawdziwego, choć schorowanego prezydenta Gabonu sprzed 2 lat doprowadziło do zamieszek, bo opozycja twierdziła, że to deepfake. Wprawdzie oprogramowanie w mediach społecznościowych pozwala wykryć takie manipulacje, ale zawsze to działania post fatum. Poza kontrolą pozostaje to, ile osób zobaczy zmanipulowane nagranie i wyciągnie z niego jakieś wnioski.
W jakim kierunku będzie rozwijać się dziennikarstwo algorytmiczne?
Próbowałem kilku narzędzi do generowania tekstów po angielsku i uważam, że są na całkiem dobrym poziomie. Mimo tego treści algorytmiczne bazują na tych wcześniej stworzonych przez ludzi. Systemy muszą być dobrze nakarmione ogromną ilością danych. Jeśli człowiek wcześniej zrobił błąd, algorytm będzie go replikował. Na pewno algorytmy piszące stanowią zagrożenie dla zawodu dziennikarskiego, ale na szali można tu położyć wiarygodność i uczciwość samego piszącego, jak i całej redakcji.
Karol Orzeł redaktor naczelny, założyciel i twórca fakenews.pl, portalu zajmującego się demistyfikacją fake newsów. Fundator Fundacji „Przeciwdziałamy Dezinformacji”. Zawodowo zajmuje się bezpieczeństwem w internecie i programowaniem. Jest społecznikiem i wieloletnim wolontariuszem Fundacji „Dom w Łodzi”. Wolontariusz roku 2015 województwa łódzkiego. Laureat konkursu „Barwy Wolontariatu”.