Już od 8 lat 25 września obchodzony jest Światowy Dzień Działania. Właśnie tego dnia 2015 r. weszła w życie Agenda 2030, czyli Cele Zrównoważonego Rozwoju ONZ. Z ostatniego The Sustainable Development Goals Report 2024 wynika (niestety po raz kolejny), że 25 września powinien być okazją do gorzkiej refleksji. Nie ma bowiem czego świętować, szczególnie w kontekście społecznych nierówności.
Przed Esdidżisami
Agenda ustanowiona w 2015 r. nie wzięła się znikąd. Zastąpiła Milenijne Cele Rozwoju, przyjęte przez ONZ na Zgromadzeniu Ogólnym w 2000 r. Osiem celów podzielonych zostało na 21 zadań, których realizacja przypaść miała na 2015 r. “Nie szczędzić wysiłków, aby uwolnić naszych bliźnich, kobiety i dzieci od nędznych i nieludzkich warunków skrajnego ubóstwa” – tak to brzmiało w 2000 r.
Po 15 latach prac ponad miliard ludzi zostało wyrwanych ze skrajnego ubóstwa, o prawie połowę spadła liczba dzieci w wieku szkolnym, które się nie uczą, liczba dzieci umierających przed 5 rokiem życia spadła z 12,7 mln w 1990 r. do 6 milionów w 2015 r., 90% krajów zwiększyło udział kobiet w reprezentacji parlamentarnej. Jednocześnie w raporcie podsumowującym MCR jeden z nagłówków krzyczał, że pomimo wielu sukcesów, najbiedniejsi i najbardziej narażeni ludzie nadal pozostają w tyle, że w 2011 r. 60% z miliarda skrajnie ubogich ludzi na świecie mieszkało w pięciu krajach. Poszło tak sobie.
17 celów: 17% na plus i na minus
Nową wersją Celów Milenijnych były Cele Zrównoważonego Rozwoju. Nadzieje ponownie odżyły, ale publikowane rokrocznie raporty skutecznie sprowadzały na ziemię nawet największy entuzjazm. Ostatni bilans Agendy 2030, opublikowany w czerwcu tego roku, pokazuje, że po 9 latach tylko 17% realizacji 17 celów idzie zgodne z planem. Dokładnie taki sam odsetek celów notuje… regres.
To jednak dopiero wierzchołek góry lodowej, bo kiedy zejdziemy do szczegółów i zobaczymy, jakie zadania są w zielonej strefie (tej na plus), okazuje się, że na 23 prawidłowo realizowane cele cząstkowe, 40% przypada na partnerstwa oraz na odpowiedzialną konsumpcję i produkcję. Są cele, w których nie ma ani jednego zadania, jakie od 2015 r. udałoby się skierować na właściwe tory. Dotyczy to np. ubóstwa, czystej wody i warunków sanitarnych czy pokoju na świecie.
António Guterres, Sekretarz Generalny ONZ nie pozostawia złudzeń co do sytuacji:
“[…] systemowe niedociągnięcia i nierówności w globalnym systemie gospodarczym i finansowym sprawiają, że kraje rozwijające się muszą stawiać czoła ogromnym i rosnącym wyzwaniom, mając zaledwie ułamek międzynarodowego wsparcia, którego potrzebują i na które zasługują. Nierówności rosną”
(The Sustainable Development Goals Report 2024).
https://unstats.un.org/sdgs/report/2024
(Nie)równości w centrum
Od samego początku Cele Zrównoważonego Rozwoju spotykały się z równie mocną krytyką co zachwytem ze względu na swoją złożoność i wszechstronność, z jakimi rzuciły wyzwanie nierównościom współczesnego świata. Mówimy w końcu nie tylko o niezrównoważonym rozwoju napędzanym konsumpcją, niekontrolowanym wykorzystaniem zasobów naturalnych czy emisjami, ale także niebotycznym rozwarstwieniu rozwojowym między krajami. Właśnie globalne nierówności (społeczne, ekonomiczne, infrastrukturalne itd.) są jedną z głównych przyczyn problemów w realizacji SDGs-ów.
Nierówności są jednocześnie powodem i efektem niezrównoważonego rozwoju i widać to jak na dłoni, kiedy z poziomu 17 celów przechodzi się do 169 zadań. Są cele, które bezpośrednio odwołują się do nierówności, na czele z “10-tką” – mniej nierówności. Koniec z ubóstwem (1), zero głodu (2), dobre zdrowie i jakość życia (3), dobra jakość edukacji (4), równość płci (5) – to przykłady aż nadto oczywiste. Ale równie czytelne odniesienia znajdziemy np. w celu 13 – działania w dziedzinie klimatu (np. wzmocnienie WE WSZYSTKICH KRAJACH adaptacji i odporności na zagrożenia klimatyczne i katastrofy naturalne); celu 6 – czysta woda i warunki sanitarne (np. zapewnienie do 2030 r. powszechnego i sprawiedliwego dostępu do bezpiecznej wody pitnej po przystępnej cenie); czy celu 8 – wzrost gospodarczy i godna praca (np. osiągnięcie i utrzymanie przynajmniej 7-proc. rocznego wzrostu PKB w krajach najmniej rozwiniętych). To właśnie nierówności są kluczowym mianownikiem Celów Zrównoważonego Rozwoju. A skoro rozwarstwienia trwają od stuleci, to i SDGs-y mają pod górkę.
Nierówności nie do zrównoważenia
W znanej książce Factfulness Hans Rosling z werwą przedstawia przykłady świadczące o tym, że ludziom na całym świecie generalnie żyje się lepiej. Średnia długość życia, liczba zgonów z powodu klęsk żywiołowych, procent ludzkości mający dostęp do elektryczności itd. – lista dokumentująca postęp ludzkości w ostatnich kilkudziesięciu latach potrafi przyprawić o zawrót głowy. Skrupulatność Roslinga jest godna najwyższego uznania, jednak jego narracja szerokim łukiem omija kwestie nierówności. Dotyczy to zresztą nie tylko różnic między krajami (elektryczność w Afryce vs. sztuczna inteligencja w USA), ale także w obrębie jednego społeczeństwa (1% najbiedniejszych Amerykanów ma przewidywaną długość życia o 14 lat krótszą niż 1% najbogatszych mężczyzn w USA – https://scholar.harvard.edu/files/cutler/files/jsc160006_01.pdf.
Od 200 lat nierówności dochodowe pozostają na zbliżonym poziomie, w 2021 r. 10% najbogatszych ludzi zagarniało 52% dochodów i 76% bogactwa. Niestety nie powinno nikogo to dziwić. Nierówności są strukturalną częścią naszego zbiorowego życia i to od bardzo, bardzo dawna. Jak twierdzi prof. R. Alexander Bentley, antropolog z University of Tennessee, nierówności ekonomiczne ze wszystkimi swoimi konsekwencjami (zdrowotnymi, dziedzicznymi, władzotwórczymi itd.) pojawiły się już ok. 7 tys. lat temu. To właśnie wtedy, podczas rewolucji neolitycznej, pojawiła się nadwyżka produkcyjna oraz własność środków produkcji. Teoria formacji społeczno-ekonomicznych Karola Marksa pokazuje historię w zbyt uproszczony i przesadnie jednokierunkowy sposób, z czym kapitalnie rozprawili się David Graeber i David Wengrow w książce Narodziny wszystkiego. Nowa historia ludzkości. Faktem natomiast jest, że nierówności społeczne są z nami niezależnie od epoki i z całą pewnością nie są wynalazkiem nowoczesnego kapitalizmu.
Uszy do góry czy nos na kwintę?
Cele Zrównoważonego Rozwoju dyskutowane są często w skrajnościach. Myślę, że ani jedna, ani druga opcja nie jest uzasadniona, potrzebna jest w tym temacie pewnego rodzaju wstrzemięźliwość. I pokora. Naiwnym byłoby oczekiwać, że Agenda 2030 rozprawi się z całym złem – od wojen po zmianę klimatu, że zrealizuje wszystkie 169 zadań, że całościowo zrównoważy nasz świat. Możliwe, że odwrócenie losów ludzkości w kontekście nierówności jest zadaniem najtrudniejszym ze wszystkich. Osoba lub organizacja, która by tego dokonała, otrzymałaby od ręki dwie Nagrody Nobla – pokojową i z ekonomii. Niestety, zsyntetyzowana wiedza o tym, jak powstają nierówności (dystansowanie, wykluczenie, hierarchizacja i wyzysk) nijak ma się do sprawstwa w zakresie ich eliminacji.
Sądzę, że to właśnie nierówności społeczne stoją za “umiarkowanym sukcesem” SDGs–ów. Nie da się przeprowadzić w 15 (czy nawet 30) lat globalnej zmiany czegoś, co strukturalnie i funkcjonalnie od tysięcy lat określa społeczny porządek. W tym sensie walka z nierównościami jest zawsze nierówna, bo staje naprzeciw wielowiekowym tradycjom, ale i doraźnym interesom żywiącym się wszechstronną eksploatacją.
To prawda, że lektura dorocznych raportów podsumowujących Agendę 2030 jest bolesnym doświadczeniem. To prawda, że 17% to mało. Za mało. Ale pomstowanie na realizację Celów Zrównoważonego Rozwoju to w gruncie rzeczy uderzenie w sedno organizacji naszego świata. Co znamienne, oburzamy się z pozycji absolutnie słusznych moralnie, ale w większości przypadków nie jako ofiary, a beneficjenci nierówności, które bezpośrednio odpowiadają za niepowodzenia SDG-ów. Ale kto bogatemu zabroni?