Przejdź do treści

NNO. Po stronie odpowiedzialności.

Komentujemy świat. Chcemy go zmieniać na lepszy.

Poznaj nas
Jady polskie, czyli moralna forma Polaków Jady polskie, czyli moralna forma Polaków Ilustracja: Hanna Pyrzyńska
Dialog

Jady polskie, czyli moralna forma Polaków


24 marca, 2021

Skala zazdrości jest proporcjonalna do moralnej kondycji widocznej w społeczeństwie czy w jego różnych grupach.

Joanna Bator, pisarka, w jednym z wywiadów powiedziała, że w Polsce kłębi się dużo złych emocji. Jeśli rzeczywiście tak jest, to bez wątpienia jedną z nich jest zazdrość. Sprawia, że chcemy innych osłabić, a nawet poniżyć. Zazdrość jest uczuciem destrukcyjnym dla kogoś, kto je żywi, ale i dla społeczeństwa. Komuś, kto je żywi – zwłaszcza wytrwale – przynosi destrukcję osobowości, jakkolwiek samo jego pojawienie się nie jest jeszcze dramatem, bo ludzka natura nie jest anielska. Emocja ta staje się dla nas niszcząca, gdy okazujemy jej pobłażliwość, rezygnujemy z uszlachetniania własnych uczuć, odruchów, dążeń życiowych.

Nawet jeśli generalnie zgodzimy się z tezą o sporym rozmiarze złych emocji w relacjach międzyludzkich w Polsce, to jednak trudno ocenić ich skalę. Pozostanie to subiektywne, ale można przecież kwestię odwrócić. Łatwiej zgodzić się, że obserwujemy niedostatek życzliwości, pozytywnych relacji, właściwej skali bezinteresowności wobec siebie nawzajem. Relacje międzyludzkie są często trudne, ludzie są nieufni, obawiają się, że zostaną potraktowani instrumentalnie (wykorzystani). Często bywają rozgoryczeni. Stosunek do drugiego człowieka nie wynika z pewnej prostoty podejścia, że każdemu powinna przysługiwać wyjściowa życzliwość, okazanie dobrej woli, zwłaszcza jeśli nie pociąga to za sobą jakichś specjalnych „kosztów”.

Relacje międzyludzkie wydają się u nas dość silnie zakorzenione w kalkulacji – jaką pozycję społeczną ktoś zajmuje, jakie ma możliwości „odpłacenia się” za określony przejaw życzliwości. Dochodzi do rozgrywek o pozycje, kto ma więcej praw do uwagi czy innych korzyści z utrzymywania relacji.

Wszystko to ma swoją cenę. Kontakty z innymi obciążają podejrzliwość, niepokój, poczucie ryzyka czy nawet uruchamianie odruchów obronnych. Pojawia się stres tam, gdzie mogłaby mieć miejsce przyjemność z obcowania z innymi.

Dobrzy, ale dla rodziny

Nie trzeba długo szukać, by odnaleźć te wątki w perspektywie historycznej. Przytoczmy choćby opinię Stanisława Szczepanowskiego (1846-1900), publicysty, przedsiębiorcy, który uważał, że mamy do czynienia z nędzą moralną (chodziło mu o ówczesną Galicję).

Adam Podgórecki (1925-1998), znakomity socjolog, wskazywał na fenomen brudnych wspólnot w Polsce jako czynnika, który kształtuje klimat moralny. Jego zdaniem powstają one często z grup, które wyjściowo miały służyć dobru wspólnemu. Są to grupy konfrontujące się ze sobą w nieformalnej rywalizacji o ograniczone dobra, co sprawia, że decydują bodźce skłaniające do niemoralnych zachowań. Socjolodzy mówią także o zjawisku „amoralnego familizmu” (jesteśmy dobrzy, ale dla rodziny) czy „dualizmie etycznym” (przyjmujemy, że dobro można wyrządzić znajomemu, a zło nieznajomemu).

W socjologii funkcjonuje również pojęcie anomii, czyli zaniku dystynkcji między dobrym a złym postępowaniem wobec innych. Istnieje także pojęcie moralnego nomadyzmu, o którym mówimy, gdy ludzie nie posiadają trwałego zakorzeniania w określonych zasadach i regułach postępowania. Wędrują w labiryntach tego, co godziwe i niegodziwe, według upodobań czy potrzeb chwili.

Spirala cnoty

Zazdrość jest nie tylko kwestią indywidualnych odruchowych reakcji człowieka, ale czymś więcej. Nasze reakcje wywodzą się częściowo z klimatu moralnego, który tworzymy jako społeczeństwo albo który powstaje w określonych organizacjach, grupach zawodowych, miejscach pracy, kościołach.

Klimat moralny może nas demoralizować albo uszlachetniać, zachęcać do łamania reguł moralnych albo ich respektowania. Możemy śmiać się albo protestować, gdy ktoś opowie, jak sprytnie zdefraudował własność publiczną albo kogoś oszukał. Możemy podziwiać albo potępiać cwaniaka.

Innymi słowy, działamy, wzmacniając spiralę cnoty albo występku – mówiąc tradycyjnym językiem. Można zakładać, że jeden dobry czyn uprawdopodobnia kilka kolejnych. Podobnie jest z czynami złymi. Rozmnażają się.

Wielu komentatorów wskazywało w przeszłości na różne polskie przywary. Można łatwo odnaleźć opinie o pobłażliwości i chwiejności moralnej. Jeden z duchownych napisał, że nie ma chyba w Polsce więcej ludzi z gruntu złych niż w innych społeczeństwach, „ale dokucza nam brak dojrzałości moralnej, brak charakterów”. Brakuje bowiem poczucia odpowiedzialności za własne czyny i słowa, „za mało ludzi posiadających zasady, bo za mało takich, co mają swoje własne sumienie: najgorszą rzecz zrobią, byle mieli aprobatę danej sfery; dlatego tak często spotykamy u nas pychę, jeszcze częściej małą próżność…”.

Moralne mycie duszy

Leon Petrażycki (1867-1931), prawnik, socjolog, użył pojęcia „jady polskie”, które zdaniem Adama Podgóreckiego ukazują głębokie i nieprzezwyciężalne właściwości Polaków. Sprawiają przy tym, że nie są oni w stanie rozwiązywać różnych współczesnych antynomii. „Jady” powstały w społecznej podświadomości w trakcie wieków, kiedy społeczeństwo i państwo nękane było wojnami, anarchią szlachecką, korupcją polityczną, gospodarką feudalną (niewolnictwo chłopów), a ponadto miał miejsce rozbiór państwa i przegrane powstania.

Witkacy (1885-1935) w książce „Niemyte dusze” nakazywał Polakom moralne mycie swoich dusz. Ulegli bowiem, jego zdaniem, atmosferze wzajemnej pogardy. Klimat moralny został zatruty. Uważał, że Polacy są pozbawieni, jak pisał, zdrowego instynktu solidarności (który występuje np. u Anglików, Francuzów, Niemców). „Polacy nie! – zasadniczo nie szanują się oni wzajemnie, bo nikt nigdy, przynajmniej z początku, nie wie, czy ma do czynienia z pustym, wygniłym w środku, napchanym pakułami »diabłem«, czy też z naprawdę »ludzkim« człowiekiem”. Powoduje to, że Polak decyduje się na wyjściową pogardę, „sycąc w ten nieszlachetny sposób poczucie swej własnej małości i nędzy…”.

Ostatecznie Polska stała się zbiorowiskiem o słabej więzi, tym samym, niezdolnym do wykazania się siłą twórczą i rozwojem (a więc zdolnością do poprawienia swego losu).

Prymas Stefan Wyszyński (1901-1981) wskazywał na istotne problemy moralne w swojej koncepcji wad narodowych Polaków. W komentarzu do „Ślubów Jasnogórskich” wskazał na: „lenistwo, lekkomyślność, marnotrawstwo, pijaństwo i rozwiązłość. Przy wielu innych okazjach wskazywał także na: brak sumienności w pracach publicznych, niechęć do pracy zespołowej, opieszałość, lekceważenie praw i kodeksów społecznych, krętactwo i zakłamanie, łapownictwo, brak poszanowania dla własności (drobne, lecz liczne kradzieże), przerost ambicjonalności, wyniosłość, afektywność w zachowaniach, brak wytrwałości i zmysłu organizacji, niekonsekwencję, ospałość intelektualną, skłonność do krótkowzrocznych działań, wynoszenie się ponad gorzej usytuowanych materialnie i społecznie, pogardę dla wszystkiego, co wschodnie – przy jednoczesnym kulcie Zachodu, pijaństwo, hedonizm…”.

Józef Tischner (1931-2000) wymieniał między innymi niezdolność przyznania się do winy, podejrzliwość, chęć odwetu, brak uspołecznienia (poczucia wspólnoty).

Józef Maria Bocheński (1902-1995), dominikanin, sławny profesor filozofii, również uznał, że Polska najbardziej potrzebuje wykuwać charaktery moralne. Twierdził: „W Polsce było i jest sporo małości, podłości i chamstwa – bodaj stosunkowo więcej niż w innych szczęśliwszych nacjach, jako, że u nas wszystko co lepsze, było regularnie prześladowane, jeśli nie po prostu mordowane przez wrogów”.

Leopold Tyrmand (1920-1985) pisał o małości moralnej Polaków, włącznie z tymi – jak zaznacza – najlepszymi, „o najwznioślejszych pretensjach ducha i umysłu”. Widzi to „w ich łatwości ranienia się nawzajem, w permanentnej gotowości do wyrządzania sobie wzajemnych bezmyślnych, taniutkich, bezużytecznych, zbytecznych krzywd”. Dodaje, że „nawet powszednie współzależności nasycone są w Polsce jakimś specyficznym fałszem i egoizmem”. Nie dostrzega dbałości o przyjaźń. „Polak na tym właśnie polega, iż czuje się zawsze zapomniany przez Polaków”.

Niezgody i roztyrki sąsiedzkie

Wiele problemów moralnych uwidoczniło się w ostatnim okresie. Józef Tischner już w 1990 roku pisał, że „etos solidarności nie jest już zdolny ogarnąć i rozświetlić wszystkich rysujących się konfliktów”. Etos wymagał, aby uprawiać politykę bez przemocy – etyka ponad polityką – ale zachowywał aktualność, gdy był wspólny wróg. „Gdy wróg zniknął, nasze »razem« rozlało się”. Tischner wzywał do ustanowienia etyki solidarności zakorzenionej w zasadach personalizmu (godności ludzkiej).

W latach 90. w Polsce zaczęły mnożyć się zjawiska zadziwiające i zatrważające. Nie znaczy to, że nie było ich wcześniej, a zwłaszcza w PRL-u. Warto tu wymienić na przykład tzw. sprzedawców skór (sanitariusze, którzy przyspieszali zgony, aby mogli przekazać informację do zakładu pogrzebowego, w zamian za pieniądze). Równie odrażające było zjawisko tzw. czyścicieli kamienic, którzy nękali lokatorów, aby zmusić ich do wyprowadzki z zazwyczaj ich jedynego lokum. Znaczna część Polaków odczuła wszechobecność różnych form korupcji w administracji publicznej i urzędach.

Powyższe problemy nie powstałyby pewnie bez pewnej dynamiki historycznej. Już pierwszy kronikarz Jan Długosz (1415-1480) pisał, że „Polacy szczególniej skłonni są do zazdrości, wyszydzań i ogadywania. Umysły ich są zawistniejsze niż wszelkie inne”. Nie potrafili cenić ludzi wielkiego formatu. Wskazywał także, że Polska „…mało ma również ludzi wyrastających ponad przeciętność, bo ci nie chcą być przedmiotem oszczerstw i zawiści. Jesteśmy lekkomyślni i próżni”. Wytykał społeczeństwu pogardę i lekceważenie praw, poczucie bezkarności.

Wiele cierpkich słów padało z ust Piotra Skargi (1536-1612), który wśród sześciu chorób trawiących społeczeństwo szlacheckie wymieniał m.in. „nieżyczliwość ludzką ku Rzeczypospolitej i chciwość domowego łakomstwa”, „niezgody i roztyrki sąsiedzkie”, „prawa niesprawiedliwe” i brak ich egzekwowania. Prywata kosztem dóbr zbiorowych (ojczyzny), ucisk wobec niższych warstw społecznych. Podobnego typu zarzuty stawiał także Andrzej F. Modrzewski (1503- -1572), sekretarz króla Zygmunta I Starego, czy Marcin Kromer (1512-1589).

Szymon Starowolski (1588-1656), historyk, kanonik krakowski, uważał, że niewielu było takich, co „szli za poczciwością i cnotą”. Ulegali pokusie korzyści, wyniosłości, bucie wobec innych, lżenia króla. Nie dostrzegał woli poprawy. Wolność kojarzono z prawem do krzywdzenia ubogich, ale i rzemieślników, kupców, „chłopków”. Wzywał do reformy obyczajów moralnych w I RP.

Cyprian K. Norwid (1821-1883), choć znany z wyrażania gorącej miłości do ojczyzny, pisał jednak, że jest członkiem wspólnoty, która go moralnie odpycha. Zaznaczał, że mamy „moralistów zero”, a problemem nie jest to, że brakuje u nas „dobrych uczynków”, ale ma miejsce „brak uczynienia”, czyli trwałych postaw moralnych kultywowanych na bazie określonych zasad, dotyczących sposobu postępowania wobec innych.

Norwid pisał również, że „rzeczywistość zaczęła być nikczemną, czyli raczej nikczemność stała się u nas rzeczywistością”. Dodawał słynne zdanie: „Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł – i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi… Słońce, nad Polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiem”.

Inny poeta romantyczny Zygmunt Krasiński (1812-1859) pisał w liście do Bronisława Trentowskiego o czartach moralnych, które grasują u nas: „przerażenie, zawiść, zła wiara”. Romantycy, jak zauważył Stanisław Seweryn (1931), okazywali nam generalnie dużo krytyki: „prymitywne zasady moralne, skarłowacenie charakteru, brak zdecydowanej woli, rozbicie narodowe i partyjniactwo, zanik poczucia lojalności, podejrzliwość i brak zaufania, zanik poczucia odpowiedzialności, stronniczość w ocenianiu ludzi”.

Uczciwość od święta

Wielu autorów próbowało wyjaśniać moralne niedostatki widoczne w społeczeństwie. Jedni podkreślali, że długa niewola niszczyła warunki do budowania klimatu moralnego poprzez systematyczne kształtowanie moralnych charakterów (np. poprzez szkoły). Wskazywano na względny niedostatek znacznej części społeczeństwa, co wymuszało czasami bezwzględne konkurowanie o dobra materialne. Niektórzy autorzy problem widzieli w praktykowaniu ludowej religijności. Utrudniała zachowywanie codziennej uczciwości wobec innych. Według Władysława Grabskiego (1874- -1938), socjologa wsi, rozumiano ją jako posiadającą nikły związek z życiem codziennym (dualizm). Wiara dotyczy bowiem głównie tak zwanych wartości odświętnych, a te są praktykowane w obrębie Kościoła, np. w nauczaniu kaznodziejów. Z kolei życie codzienne jest sferą profanum, gdzie toczy się walka i rywalizacja o przetrwanie i pozycję w „stadzie”.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze inny czynnik, rzadziej podnoszony. Otóż w Polsce nie działały na taką skalę jak na Zachodzie ruchy modernizacji umysłowej i moralnej, a nawet ruchy edukacyjne. To one w innych krajach podejmowały wyzwania związane z reformą obyczajów. Pobudzały obywateli do kształtowania u siebie cech charakteru, które są istotne dla dobrego funkcjonowania nowoczesnych społeczeństw. Chodzi o cechy takie, jak rzetelność, samodyscyplina, empatia, okazywanie szacunku, samodoskonalenie, zobiektywizowane rozumowanie.

Kup magazyn w wersji papierowej!

Udostępnij: