Czy fake newsów przybywa?
W ostatnim roku przeżyliśmy wysyp dużej ilości niepotwierdzonych informacji, szczególnie dotyczących pandemii koronawirusa. Właściwie można mówić o eksplozji tego zjawiska. Trend się utrzymuje.
Co czyni naszą rozmowę bardzo aktualną. Czego jest najwięcej? Manipulacji, fałszywych informacji, plotek podawanych jako prawdę, lub innych?
Fake news nie doczekał się precyzyjnej definicji, choć w ostatnim czasie pojawiło się wiele publikacji, które próbują doprecyzować ten bardzo ogólny termin. Na pewno w przypadku typowego fake newsa musi zaistnieć intencyjność wprowadzania w błąd. Zauważyłem, że w polskich mediach, gdzie temperatura emocji politycznych jest dość duża, fejkiem można nazwać wszystko, co tylko ociera się o dezinformację. Osoba, której to na rękę fake newsem nazywa więc żart czy satyrę. Jednak w internecie dominują typowe fake newsy – nieprawdziwe, spreparowane informacje. Na drugim miejscu można wskazać manipulację informacjami. Co ciekawe, obecnie mamy wysyp informacji fałszywych i nieświadome pośrednictwo – misinformację. Po prostu, ludzie nie zdają sobie sprawy, że udostępniają nieprawdziwe informacje dotyczące np. szczepionek na COVID-19.
Czy wykształcenie takiej skłonności do nieświadomego kolportowania fejków będzie miało wpływ na stopień ich viralności w kolejnych latach?
Zdecydowanie. Taki proces można zaobserwować już teraz. Większość sensacyjnych informacji, które często okazują się fałszywe, niedoprecyzowane lub wyrwane z kontekstu, bardzo szybko zdobywa popularność.
Jak przedstawia się kreacja fake newsa? Jakie trzeba mieć narzędzia, umiejętności, aby go stworzyć?
W gruncie rzeczy to bardzo proste. W dużym spektrum materiałów dezinformujących u podstaw jest stworzenie krótkiej fałszywej informacji. Do tego wystarczy podstawowa obsługa komputera i mediów społecznościowych. Np. spotkaliśmy się wiele razy z sytuacjami, gdy ktoś napisał dosłownie kilka zdań na FB, oprawił je w ramkę, dodał kolorowe tło, aby przyciągnąć wzrok i dzięki temu uzyskał dziesiątki tysięcy udostępnień i reakcji. Przekładając to na zasięgi mówimy nawet o milionowych wyświetleniach danego postu. Podkreślę, że ta osoba skleciła kilka słów, w których zawarta była fałszywa teza. W technice tworzenia fake newsów możemy iść dalej, ku bardziej skomplikowanym manipulacjom, na przykład chodzi o przeróbki zdjęć. Tu trzeba posiąść umiejętności związane z obróbką fotografii. Dalej są portale tworzące dezinformację. Wtedy mamy do czynienia z osobami, które potrafią tworzyć strony internetowe. Są to zespoły wiedzące jak do tego podejść. Funkcjonują sieci portali, które rozprzestrzeniają fałszywe informacje. Na końcu tego łańcucha mamy najnowszą technologię – deepfake.
Jak pan oceni zaawansowanie tej techniki manipulacji?
Tworzenie filmów deepfake jest wyzwaniem. Wymaga wielu godzin pracy i umiejętności obsługi specjalistycznego oprogramowania. Jednak efekt jest bardzo wiarygodny i dlatego deepfake’i mogą w przyszłości wywołać naprawdę duże szkody w rozprzestrzenianiu się dezinformacji. Weźmy słynny deepfake z alter ego Toma Cruise’a. Oglądały go miliony ludzi.
Twórca tego deepfake’a od początku zaznaczał, że to manipulacja. Gdyby tego komunikatu nie było, efekt końcowy był na tyle oszałamiający, że przeciętny widz miałby problem z odróżnieniem fałszywego Cruise’a od prawdziwego.
Stworzył pan narzędzie do wychwytywania fake newsów, zgadza się?
To nie jest narzędzie. Za działaniami naszej fundacji i portalu stoi manualna, mozolna praca kilku osób. Polega na wyszukiwaniu informacji w internecie i weryfikowaniu ich. Mamy do dyspozycji wyszukiwanie zaawansowane i narzędzia, które mogą wskazać źródło określonego zdjęcia. Samodzielnie monitorujemy zamknięte grupy facebookowe, na Twitterze. Mamy też rozbudowaną siatkę wolontariuszy, którzy przysyłają nam informacje o tym, że coś pojawiło się w sieci. Takich informacji dociera do nas od kliku do kilkunastu dziennie. Mając podejrzaną informację zaczynamy proces weryfikacji. Później piszemy artykuł i to już jest typowe zajęcie copywritera. Trzeba pisać zwięźle i maksymalnie obiektywnie.
Jak wasza praca ma się do dziennikarstwa?
My reagujemy na fałszywe informacje, dziennikarz powinien dociekać prawdy. Można tu poszukać części wspólnej, ale najpierw powiem o zmianach w świecie dziennikarskim, jakie zauważyłem. Kiedyś pracę dziennikarza wypełniała mozolna weryfikacja faktów. Obecnie przez popularność mediów społecznościowych widzimy, że profesjonalne portale informacyjne ścigają się, aby nadążyć za treściami jakie pojawią się w mediach społecznościowych. Chcą je jak najszybciej podać do pinii publicznej, aby utrzymać się w rynkowej grze o odbiorcę, pozostać konkurencyjnym np. z Twitterem. To bardzo zaskakujące odkrycie. Tutaj można popełnić ten sam błąd, który my też zwalczamy – chodzi o niedopatrzenie, brak źródeł informacji, nieintencjonalne wprowadzanie w błąd.
W portalu fakenews.pl wypełniamy lukę między pracą dziennikarską, a pędem do sensacji w mediach społecznościowych.
Karol Orzeł
Jak dobieracie fake news feed?
Staramy się intuicyjnie wychwytywać coś, co ma viralowy potencjał. Wychwytujemy to, co będzie obiektywnie weryfikowalne na podstawie dostępnych źródeł. Jeśli nie jesteśmy w stanie podważyć informacji, albo potwierdzić przypuszczeń czy plotek, nie jesteśmy w stanie merytorycznie ocenić fake newsa. To niestety zdarza się często, nawet w sytuacjach, gdy dana rzecz jest bardzo popularna.
Czy możemy podać przykład?
Weźmy przypadek rzekomej pielęgniarki w USA, która dostała paraliżu twarzy po zaszczepieniu się przeciwko COVID-19. Pokazała się na filmiku w sieci. Było nam bardzo trudno dostać się do bazy pielęgniarek w USA, żeby zweryfikować czy ona w ogóle rzeczywiście jest pielęgniarką. Chcieliśmy sprawdzić też, czy autentycznie dostała szczepionkę. Wszelkie pytania jakie kierowaliśmy do instytucji w USA odbijały się od ściany. Musieliśmy odpuścić ten temat na jakiś czas. Dopiero po kilku tygodniach, gdy amerykańskie agencje newsowe zainteresowały się tym tematem, byliśmy w stanie to wyjaśnić. Okazało się, że ta osoba nawet nie była pielęgniarką.
W drugiej część rozmowy m. in. o wrażliwych grupach narażonych na dezinformację, o tym jak rozpoznać fake newsa i czy fake newsy to biznes.
Karol Orzeł redaktor naczelny, założyciel i twórca fakenews.pl, portalu zajmującego się demistyfikacją fake newsów. Fundator Fundacji „Przeciwdziałamy Dezinformacji”. Zawodowo zajmuje się bezpieczeństwem w internecie i programowaniem. Jest społecznikiem i wieloletnim wolontariuszem Fundacji „Dom w Łodzi”. Wolontariusz roku 2015 województwa łódzkiego. Laureat konkursu „Barwy Wolontariatu”.
Jedna odmienna opinia, jeden nieodpowiedni krok, zachowanie i zostajesz wykluczony, znikasz z internetu. Dlaczego tak łatwo przychodzi nam „wymazywanie”, eliminowanie osób z życia społecznego? O tym zjawisku z dr Katarzyną Szumlewicz rozmawia Krystyna Romanowska w swoim autorskim cyklu podcastów Nowy Nieznany Świat.
dr Katarzyna Szumlewicz – doktor nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki, magister filozofii. Krytyczka literacka, eseistka i publicystka. Pracuje jako adiunkt na Wydziale Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka książki „Emancypacja przez wychowanie, czyli edukacja do wolności, równości i szczęścia” (2011) oraz „Miłość i ekonomia w literackich biografiach kobiet” (2017). W swoich interdyscyplinarnych badaniach, łączących filozofię, pedagogikę, socjologię i literaturoznawstwo, interesuje się przede wszystkim problemami nierówności i wykluczenia, którym przeciwstawia praktyki i projekty emancypacyjnej zmiany społecznej.
To już 8. wydanie nieregularnika. Znaczące o tyle, że rozpoczyna nowy etap naszego rozwoju. Po raz pierwszy prezentujemy go w formacie magazynu i pod nazwą, która jest teraz naszą nową tożsamością – NNO. Ale to wciąż my – NieNieOdpowiedzialni.
Jeśli darzysz nas zaufaniem – dołącz do społeczności i zamów 8. numer NNO. Nieregularnik jest dostępny w naszym sklepie.
Magazyn możesz kupić za 15,55 zł i wesprzeć w ten sposób dalszy rozwój projektu NNO, który jest inicjatywą niekomercyjną, realizowaną pro publico-bono.
Jeśli jednak nie masz możliwości zakupu, napisz do nas – znajdziemy rozwiązanie: kontakt@nienieodpowiedzialni.pl
Na te i inne pytania odpowiada dr Tomasz Sobierajski w rozmowie z Krystyną Romanowską. Materiał jest fragmentem książki „Rozmowy o odpowiedzialności. Tom 4. W czasach zarazy”.
Długotrwały i monotonny proces wprowadzania włókna do struktury fotografii nawiązuje tu do istoty procesu haftu, nieodzownie związanego z tradycyjnym zajęciem kobiet.
Używa japońskiej techniki sashiko. Jest to forma haftu funkcjonalnego, haftu, który wzmacnia, jednocześnie nadając nową jakość wizualną. Sashiko jest przykładem japońskiej zasady wabisabi, która podkreśla piękno w tym, co niekompletne i niedoskonałe. Artystka wykorzystuje proces pracy z włóknem, w sensie metaforycznym i dosłownym, do wzmocnienia siebie.
Agata Read (ur. 1978). Z wykształcenia architektka wnętrz, z pasji fotografka. Urodziła się w Gdańsku, w rodzinie o tradycjach artystycznych. W 2006 r. ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Gdańsku, uzyskując tytuł magistra architektury wnętrz. Wkrótce potem przeprowadziła się do Anglii, gdzie kontynuowała studia na Uniwersytecie Sussex. Zanim powróciła do fotografii, przez wiele lat zajmowała się sitodrukiem. Jest absolwentką programu mentorskiego Sputnik Photos, gdzie studiowała struktury narracyjne i strategie dokumentalne w fotografii. Jej prace były pokazywane m.in. na Międzynarodowym Biennale Fotografii w BWA w Kielcach w 2018 roku oraz podczas Miesiąca Fotografii w Krakowie na wystawie pokonkursowej ShowOFF w 2020 roku. Prace artystki można było oglądać podczas Gdańskiego Biennale Sztuki 2020. Aktualnie pracuje nad doktoratem na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. W obszarze jej zainteresowań badawczych leży związek fotografii i włókna w kontekście roli kobiety w pracy z tkaniną, jak również proces interwencji w strukturę materialną fotografii.
Artykuł został opublikowany w 8 numerze Magazynu NNO.
Netflix, HBO Go, Amazon Prime – lista serwisów komercyjnych jest raczej powszechnie znana. Pytanie, co robić, gdy obejrzymy już wszystkie seriale i zatęsknimy za czymś bardziej ambitnym? Oto lista miejsc w sieci, gdzie warto wówczas zajrzeć:
MUBI – najbardziej hipsterski na świecie serwis z ambitnym repertuarem. Pomysł na platformę narodził się, gdy jej założyciel Efe Çakarel podczas pobytu w Tokio nie mógł obejrzeć online „Spragnionych miłości” (co jest o tyle zabawne, że to film z Hongkongu). Codziennie na platformę trafia jeden starannie wyselekcjonowany tytuł, natomiast najstarszy zostaje usunięty. Pełna wymiana repertuaru następuje po miesiącu. Nie ma tu żadnych seriali, za to często trafiają się białe kruki, których nigdzie indziej obejrzeć się nie da.
DAFilms – wspólna inicjatywa siedmiu kluczowych europejskich festiwali filmów dokumentalnych, zrzeszonych w ramach inicjatywy Doc Alliance (stąd nazwa platformy). Prezentuje autorskie kino dokumentalne – katalog główny zawiera ponad 2 tysiące tytułów. Co tydzień prezentowany jest inny film tygodnia, co miesiąc – retrospektywa twórczości dwóch wybranych reżyserów. Platforma działa na zasadzie VoD bądź miesięcznej/rocznej subskrypcji, umożliwiającej nieograniczony dostęp do zbiorów.
Ninateka – platforma z zasobami Narodowego Instytutu Audiowizualnego. W jej katalogu znajduje się ponad 6 tysięcy filmów, spektakli, koncertów, słuchowisk i programów publicystycznych. Wszystko dostępne legalnie i bezpłatnie.
Mojeekino – polskie wirtualne kino studyjne oraz platforma festiwalowa (m.in. 20. MFF Watch Docs, 14. Sputnik nad Polską). Na platformę można wejść z poziomu strony Mojeekino.pl bądź z poziomu strony ulubionego kina studyjnego (kupując bilet, wspieramy konkretną placówkę). Część filmów wyświetlanych jest z audiodeskrypcją i napisami dla niesłyszących.
Criterion Channel – platforma online dla Criterion Collection, kultowej amerykańskiej firmy dystrybuującej klasykę oraz ambitne kino współczesne. Co prawda działa tylko na USA i Kanadę, ale jej repertuar dostępny jest również poprzez serwis Kanopy (patrz niżej). Kanopy – amerykański serwis filmowy dla uczelni i bibliotek. Funkcjonuje na identycznej zasadzie co biblioteki realne. By korzystać – za darmo! – ze zbiorów Kanopy, trzeba mieć kartę biblioteczną bądź być pracownikiem naukowym wyższej uczelni, która podpisała umowę z platformą (są wśród nich również biblioteki i uczelnie europejskie).
vod.MDAG.pl – i na koniec inicjatywa najświeższa. 18 grudnia wystartował długo wyczekiwany serwis VoD najważniejszego festiwalu dokumentalnego w Polsce, Millenium Docs Against Gravity. Na start pojawiło się w nim ponad 80 najlepszych filmów dokumentalnych (z tegorocznej i poprzednich edycji imprezy) oraz arthouse’owych fabuł. Wróble ćwierkają, że niedługo własną platformą będzie mogło pochwalić się również Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, organizator festiwalu Nowe Horyzonty. Złote lata ambitnych serwisów streamingowych dopiero przed nami.
Artykuł został opublikowany w 8 numerze Magazynu NNO.
Dla dzieła Mariusza Wilczyńskiego czas płynie inaczej niż ten, który wyznacza rytm naszej codzienności. „Zabij to i wyjedź z tego miasta” powstawało przez 14 lat, a gdy już zostało ukończone, nadeszła pandemia, więc premiera filmu przesuwa się i przesuwa. Obecnie jej data została określona jako „wkrótce”. 14 lat w kinie fabularnym to cała epoka, w animacji – niekoniecznie. „Świat wokół płynął, znajomi rodzili się i umierali, zmieniali się prezydenci, a ja siedziałem i rysowałem”, opowiadał autor w jednym z wywiadów.
Udało mi się ukończyć film, który przez lata śnił mi się niemal każdej nocy.
I rzeczywiście. Kontemplacyjny, może nawet klasztorny tryb pracy nad „Zabij to…” zaowocował mniej filmem sensu stricto, a bardziej gęstym doświadczeniem artystycznym, którego kręgosłupem pozostaje pamięć jako podstawa naszej tożsamości. Przeszłość jest tu równie realna jak teraźniejszość, a sen i jawa funkcjonują na równorzędnych zasadach.
„Ja po prostu nie wierzę w śmierć”, mówi w pewnym momencie bohater głosem Gustawa Holoubka. „Wszyscy, którzy odeszli, nie umarli. W dalszym ciągu żyją w mojej wyobraźni. Włącznie z moimi rodzicami. To nieprawdopodobne”. Wyprawę w świat budek Ruchu, sklepów mięsnych i zatłoczonych do granic możliwości pociągów docenią szczególnie ci, dla których PRL nie jest jedynie egzotyczną pocztówką, ale doświadczeniem namacalnym czy wręcz intymnym. Muzyka Tadeusza Nalepy zaś, prywatnie przyjaciela Mariusza Wilczyńskiego, nadaje całości trudny do ujęcia w słowa posmak tęsknoty i melancholii.
Artykuł został opublikowany w 8 numerze Magazynu NNO.
Pewna część zaprzyjaźnionego Żoliborza do tej pory żyje jej awanturami i tym, jak świetnie i dużo gotowała. Niestety nigdy jej nie poznałem. Nie widziałem jej nawet na scenie. Jej powidok w teatrze zobaczyłem dzięki genialnej roli Katarzyny Figury w spektaklu „Kalina” w Teatrze Polonia. Był w tym wdzięk, seks, ale i wielki smutek. O nim na owym Żoliborzu nie mówi się wiele. Być może dlatego, że roztrzaskał się o własną legendę. Niemniej pisarzem był/jest znakomitym. Jego „Jowita” nie straciła nic ze świeżości, a „Jezioro Bodeńskie” to klasyk literatury światowej.
Kalina Jędrusik i Stanisław Dygat. Wielka i Wielki. Nieznośna i Nieznośny. Jak ich samych i ich związek schwytać i opleść pajęczyną liter?
Czy to jest w ogóle możliwe? Udało się to Remigiuszowi Grzeli. Mrówcza robota. Odsupływanie zdarzeń. Prostowanie wątków. Wspaniała praca. I piękna historia. O miłości.
Z KIM CI BĘDZIE TAK ŹLE JAK ZE MNĄ? HISTORIA KALINY JĘDRUSIK I STANISŁAWA DYGATA
Remigiusz Grzela
Wydawnictwo Otwarte
Kraków
2020
Artykuł został opublikowany w 8 numerze Magazynu NNO.
Jak mawia Grzegorz Kapla, każdy z nas ma do opowiedzenia swoją historię. Potrzebuje tylko słuchacza. Wrażliwego człowieka, który nie pogardzi opowieścią, zaopiekuje się nią i – o ile to możliwe – przekaże dalej. Angelika Kuźniak, autorka wspaniałych biografii, wykorzystała swoją wrażliwość do tego, żeby wysłuchać i spisać kilkanaście ludzkich historii, o których być może nikt by nie usłyszał. Opowieści swoich bohaterów nanizała na delikatną nić starości i przemijania, która urywa się wraz z ostatnim tchnieniem człowieka.
Ta książka to epitafium dla śmierci spokojnej, pogodzonej, delikatnej. Takiej, przed którą się nie uciekało, na którą się czekało, którą brało się za rękę bez strachu i żalu po tym, czego dusza ze sobą nie zabierze.
SOROCZKA
Angelika Kużniak
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020
Artykuł został opublikowany w numerze 8 Magazynu NNO.